Podkomisarz
Łoś czuł się, jakby go z czegoś okradziono. Albo jeszcze gorzej. Gdyby
faktycznie ktoś mu coś zabrał, wszcząłby śledztwo i złodzieja niechybnie
spotkałaby sroga kara. Ale ta strata była niematerialna, choć jednocześnie jak
najbardziej namacalna. Pierwszym jej objawem okazał się dodatkowy centymetr,
który przybył w obwodzie jego brzucha.
To jednak tak mocno go nie martwiło.
Przejmował się faktem, że jego świat, codzienny rytm, do którego zdążył
przywyknąć, uległ nagłemu rozpadowi. To powodowało, że komisarz czuł się jak
człowiek z zaburzeniami błędnika, nie do końca wiedzący, dokąd ma pójść,
i wciąż obijający się o ściany.
– I czemu tak siedzisz na tym fotelu? – Do ucha komisarza
dobiegł gderliwy głos jego żony.
– Przecież wolne mam dzisiaj.
– To może byś Cywila wyprowadził?
– Byłem z nim godzinę temu.
– To może byś chociaż rozwiązał sprawę morderstwa tej
Marcakowej? Młoda kobieta i takie nieszczęście…
– Jakie nieszczęście? Normalnie jakiś napity kochanek jej
ten nóż kuchenny wsadził prosto w szyję. Sama wiesz, że tam ją wielu
odwiedzało i nieraz sobie popili… Albo i gorzej…
– Jak gorzej?
– To jacyś artyści byli i to tacy mocno nowocześni, co
to jak rzeźbę zrobią, to nie wiadomo, czy to człowiek czy wieszak na ubranie.
To pewnie i narkotyków tam było trochę. Mnie się najbardziej nie podobał
ten taki wielki brunet. Takie miał krzaczaste brwi i spojrzenie mordercy.
Jak go kiedyś zobaczyłem, jak od niej wychodził, to sam się przestraszyłem.
Łapy miał jak bochny chleba, udusiłby człowieka w sekundę…
– To by jej nożem nie zabijał – skontrowała pani Łosiowa.
– Nie wiadomo. Łapy zawsze zostawiają odciski palców,
a nóż można po prostu zabrać. Zresztą jak nie on, to może ten mały
blondynek? Takie miał wiecznie przestraszone oczy. Myślałem nawet, że się boi
tego wielkiego bruneta, ale kiedyś niechcący usłyszałem, jak się na niego
wydziera.
– Nie, ten to rzeczywiście był mikrus, musiałby chyba na
krzesełko wejść, żeby jej szyję przeciąć. Mnie najbardziej to się nie podobała
ta ruda. Ona to chyba była zazdrosna o tego bruneta. Musisz ją
przesłuchać.
– A daj mi już spokój z tymi romansami! –
Zniecierpliwiony policjant machnął ręką.
– Łosiu, ty chyba serca w ogóle nie masz –
zdenerwowała się żona podkomisarza. – Mówisz, jakby to była jakaś obca kobieta,
a nie nasza sąsiadka.
– No i właśnie dlatego nie powinienem się zajmować tą
sprawą, bo mogę być nieobiektywny. A śledztwo prowadzi komisarz Dynda.
– To ten, od którego przejąłeś sprawę morderstwa Eleonory
Pahl? – skrzywiła się niezadowolona pani Łoś.
– A co ci się nie podoba? To jest
bardzo doświadczony policjant.
– Nie popisał się w tej sprawie. Gdyby nie detektyw
Przypadek…
– Detektyw Przypadek wyłącznie pomagał mi w tej
sprawie – stwierdził stanowczo podkomisarz. – Dobrze o tym wiesz.
– Tak, wiem. – Pani Łosiowa machnęła ręką. – Jakby jeszcze
pomógł Dyndzie w sprawie Marcakowej, to byłabym spokojniejsza.
– Przecież wiesz, że w policji współpracuję z nim
wyłącznie ja. – Podkomisarz wydawał się niemal oburzony sugestią, że słynny
detektyw miałby prowadzić wspólne śledztwa z innym stróżem porządku niż
on.
– I dlatego ty się powinieneś tym zająć. Zwłaszcza że
ostatnio nic nie mówiłeś o nowych zleceniach dla niego. Może na emeryturę
przeszedł?
– Tacy jak on nigdy nie przychodzą na emeryturę, mogą co
najwyżej zginąć w nieszczęśliwym wypadku. Dlatego czuję, że teraz coś wisi
w powietrzu. I to naprawdę będzie jakaś grubsza sprawa.
– Grubszy to ty się ostatnio z powrotem robisz –
stwierdziła krytycznie żona policjanta. – A już tak ładnie zacząłeś
chudnąć.
– No i o to właśnie chodzi –
powiedział niezrażony podkomisarz Łoś. – Ten Przypadek przestał biegać. Tak
diametralna zmiana przyzwyczajeń musi się łączyć z jakąś absolutnie
niezwykłą sprawą.
– Z jaką?
– No jeszcze nie wpadłem na jej trop. Ale zrobię to.
– Biegać mógłbyś i bez tego Przypadka.
– Może i mógłbym, ale muszę się
skupić na tym, żeby się dowiedzieć, co tym razem kombinuje. On na pewno nie
zmienił tych zwyczajów bez powodu. Pewnie chciał zburzyć moją czujność albo
wyczuł, że jak biegam tak jak on, to częściej jestem go w stanie
wyprzedzić w rozwiązywaniu zagadek. – Podkomisarz nie zauważył, że
z każdym kolejnym słowem jego żona przygląda mu się z coraz większą
troską. – Tak, to na pewno o to chodzi. Boi się, że dotrę do jakiejś jego
szczególnej tajemnicy, dlatego już nie biega. A może robi to jakoś
w sekrecie? Na przykład pokonuje te trasy we własnym domu, żebym nie
widział? Chyba będę musiał to sprawdzić.
– Tylko nie popadaj znowu w obsesję.
– Jaką obsesję? – Policjant spojrzał na żonę jak ktoś
wybudzony z bardzo interesującego snu.
– Już ty dobrze wiesz jaką, Łosiu.
– Wiesz co? Wyprowadzę chyba znowu Cywila.
– Od początku ci tak radziłam – powiedziała
z niezmąconym spokojem żona. – Naucz się wreszcie mnie słuchać,
a dobrze na tym wyjdziesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz