Jacek lubił czasem w obecności swoich klientów
spoglądać na szklaną kulę należącą niegdyś do słynnego jasnowidza
Ossowieckiego, a zdobiącą teraz biurko detektywa. Przypominał tym gestem
różnego rodzaju cwaniakom, że szkoda czasu na oszukiwanie, bo on i tak
wszystko zaraz zobaczy w tym magicznym przedmiocie nakrytym niezwykle
gustownym melonikiem w stylu Poirot. Tym razem jednak nie musiał tego
robić. Jego najnowszy klient od samego początku wizyty u Jacka przyglądał
się zaczarowanej kuli jak zahipnotyzowany i mówił wszystko dokładnie jak
na spowiedzi, u której nigdy nie był. Szklany przedmiot wyciągał
z niego zeznania dużo lepiej niż zawodowy spowiednik.
Mimo to Przypadek postanowił się upewnić, czy rzeczywiście
wszystko dobrze zrozumiał:
– Zatem mówi pan, panie Filipie, że śni się panu wciąż, że
ktoś chce pana przejechać?
– Tak. Gdyby to był tylko jeden raz, to wcale bym się tym
nie przejmował. Ale ten sen się powtarza regularnie od trzech miesięcy.
Właściwie codziennie. To się zaczęło, gdy się dowiedziałem o tym Wielkim
Grancie – autor prosi korektę, by nie poprawiała słów pisanych tu od dużej
litery, bo nie ma wątpliwości, że tak właśnie wypowiedział je bohater tej
historii.
– O jakim wielkim grancie? – Dla Jacka te słowa niewiele
znaczyły, więc z pewnością powiedział je małymi literami.
– O takim, który może zdecydować o przyszłości ruchu
rowerowego w Polsce. Powinien trafić do mojej fundacji Cyklomaniacy,
a tu bach, zaczyna mi się śnić, że ktoś mnie chce zabić. Mam więc prawo
się niepokoić, prawda? Przecież wiadomo, że sny nie śnią się człowiekowi ot tak
sobie. Prawda?
– W dziedzinie snów nie jestem najlepszym specjalistą –
odpowiedział wymijająco Przypadek. – Wiem jednak, że trudno znaleźć w nich
podejrzanego, bo musiałbym tam być razem z panem.
– A nie mógłby pan tam jakoś wejść? Ja bym się tu
u pana położył spać, a jakbym zasnął, to ta kula mogłaby panu pomóc.
– Nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę z tego, że ja
jestem raczej detektywem niż jasnowidzem – powiedział rozbawiony Przypadek,
który uznał, że w tej sytuacji przyznanie się, że nie ma żadnych mocy
nadprzyrodzonych byłoby nie na miejscu.
– Panie Jacku, mnie pan nie musi ściemniać. Słyszałem
o paru zagadkach, które pan rozwiązał, i bez tej szklanej kuli na
pewno by się to panu nie udało. – Hirek zniżył głos, rozejrzał się czujnie
i dodał: – Osobiście podejrzewam nawet, że tym detektywem to pan jest
tylko tak na pokaz, bo wiadomo, że u nas pełno ciemnoty i nie wszyscy
uwierzą w jasnowidza. Prawda?
Jacek uznał, że przekonywanie Filipa Hirka, iż jest
dokładnie na odwrót, nie przyniesie żadnego rezultatu, zrobił więc tylko
wieloznaczną zamyśloną minę. Nie była to wyłącznie poza, bo naprawdę się
zastanawiał, czy powinien przyjąć to zlecenie. Jego nowy klient, jak wielu
przed nim, uważał z pewnością, że detektyw pomoże mu z poczucia
obowiązku i możliwości przebywania z tak znaną i poważaną osobą
jak on – działaczem wykazującym wielką troskę o przyszłość ludzkości
i pokój na Ziemi. Wprawdzie takie żądania nie robiły jak dotąd wrażenia na
Jacku, teraz jednak sam nie wiedział, czemu miał ochotę im ulec.
I być może zrobiłby to, gdyby w drzwiach pokoju nie
stanęła Malwina.
– Zaraz będzie obiad – powiedziała tonem nieznoszącym
sprzeciwu.
– Bardzo dziękuję, ale nie trzeba się było kłopotać –
uśmiechnął się Hirek. – Zwłaszcza że nie wiem, czy zna pani dokładnie moje
upodobania kulinarne. Na przykład nie lubię, kiedy jarmuż jest zbyt długo…
– Nie interesuję mnie to – oświadczyła chłodno kobieta
i sprecyzowała: – Obiady jadamy tylko we dwoje. Pan Przypadek zajmie się
rozwiązaniem pana problemu po ustaleniu kwestii honorarium.
Oświadczenie Malwiny sprawiło, że Hirkowi zdecydowanie
zrzedła mina.
– Myślałem raczej…
– To także mnie nie interesuje. Stawka pana Przypadka za
dzień wynosi dwa i pół tysiąca złotych plus koszty…
– Pani żartuje?! To połowa mojej miesięcznej pensji!
– Pewnie tak naprawdę najwyżej jedna
czwarta albo i mniej. Ale nie narzucamy
się ze swoimi usługami. – Malwina uśmiechnęła się niemal uprzejmie. Jacek zaś
poczuł, że za chwilę zobaczy przedstawienie warte każdych pieniędzy. Usiadł
wygodniej w fotelu i rozbawiony przysłuchiwał się rozmowie swojej
współlokatorki z potencjalnym klientem.
Hirek spojrzał pytająco na detektywa, bo nie słyszał dotąd,
aby miał on jakiegokolwiek współpracownika. Ale ten wzruszył tylko ramionami
i pokazał na Malwinę, dając do zrozumienia, że wszelkie pytania związane
z jego honorarium należy kierować do niej.
– Ale skąd ja mam wiedzieć, że on znajdzie tego mordercę,
zanim on mnie zabije?!
– Możemy się zobowiązać, że w razie pańskiej śmierci
nie będziemy dochodzić pieniędzy od pańskich spadkobierców – odpowiedziała
Malwina z wyrachowanym profesjonalizmem na twarzy. – A jeśli pan
uzna, że usługi pana Przypadka nie są już panu potrzebne, zapłaci pan tylko
zaległe wynagrodzenie.
– W ten sposób możecie dla mnie pracować przez rok
i nic nie odkryć! – Hirek najwyraźniej uznał, że ma do czynienia ze
wspólniczką, o której wcześniej nie słyszał.
– Możemy się umówić, że będziemy pracować maksymalnie
miesiąc. W razie sukcesu płaci pan sto tysięcy. Oczywiście wliczymy
w to koszty wcześniejszej pracy – dodała łaskawie.
– No nie wiem… – zawahał się Hirek. – Zastanowię się.
– Nie zatrzymujemy, zwłaszcza że obiad stygnie. – Malwina
wskazała Filipowi drzwi. Ten, niemal obrażony, wstał, kiwnął głową na
pożegnanie i wyszedł. Kiedy Przypadek i Żarska usłyszeli dźwięk
zamykanych drzwi, dziennikarka uśmiechnęła się do detektywa. – Zapłaci, nie bój
się. Najwyżej pobije się z myślami jakieś dwa, trzy tygodnie. Pan Hirek ma
mnóstwo kasy, przez jakiś czas prowadziłam dziennikarskie śledztwo na temat jego
majątku, ale… sam rozumiesz. – Uśmiechnęła się niemal przepraszająco.
– Naczelny ci powiedział, że były telefony od ważnych
ludzi, że to taki zaangażowany działacz społeczny, postępowy i w ogóle
i nie należy sprawdzać, ile dokładnie na tym zarobił – powiedział ze
zrozumieniem Jacek, gdy szli do kuchni.
– Jakbyś zgadł. Ale raz mu się noga powinęła, bo nawet jak
na standardy altruistów trochę jednak przegiął. Zawsze gdy zbliżał się termin
rozdzielania miejskich albo rządowych funduszy na organizacje pozarządowe,
zdarzał się jakiś zamach na pana Hirka. A to mu hamulce w rowerze
zepsuli, a to opony w kołach przecięli. Niestety nie wiedział, że
zamontowali kamery z monitoringiem naprzeciwko jego mieszkania
i nagrało się jak sam sobie wrzuca przez zamknięte okno cegłę do
mieszkania, zawiniętą w kartkę z pogróżkami. Potem twierdził, że
cegła minęła o milimetry jego skroń, bo akurat siedział w fotelu. Gdy
policjant odkrył nagranie, zrobiła się afera, ale sprawę oczywiście wyciszyli.
Tyle tylko, że pan Hirek na ponad rok wypadł z obiegu grantów krajowych
i europejskich i musiał polegać na prywatnych darczyńcach, którzy
uwierzyli, że ktoś się tylko ucharakteryzował na niego i to nie on sam
rzucił cegłą w okno.
– Sporo wiesz – powiedział z uznaniem Jacek,
zasiadając do stołu. – W sumie rzeczywiście moglibyśmy stworzyć niezły
tandem jako detektywi. Teraz, kiedy pani Irmina wypływa w podróż dookoła
świata, przyda mi się ktoś dobrze poinformowany.
– Musisz niestety polegać na swoich bezdomnych znajomych,
bo, jak wiesz, jestem zajęta. Muszę skończyć pisanie książki o mojej
wyprawie w poszukiwaniu Basi. Jestem umówiona z wydawnictwem, że
najdalej za miesiąc tekst będzie gotowy.
– Szkoda. Tak się pięknie włączyłaś w moją rozmowę
z klientem.
– Obawiałam się, że z nudów mógłbyś wziąć tę sprawę za
darmo.
– Właściwie by mi się przydało. Ostatnio nigdzie się nie
ruszam, brzuch mi zaczął rosnąć.
– I dlatego ta sprawa rzeczywiście ci się przyda. Ale nie
ma sensu, żebyś dla kogoś takiego jak Hirek pracował za darmo. Jak obiad?
– Bardzo dobry – zapewnił Jacek, ale oboje z Malwiną
wiedzieli, że nie do końca jest to prawda. Ona zaproponowała mu, że
w zamian za to, iż pozwala jej ze sobą na razie mieszkać, będzie robiła
zakupy i gotowała obiady, choć nigdy tego nie lubiła. A jak się czegoś
nie lubi, to trudno wykonywać tę pracę bardzo dobrze, można zwykle co najwyżej
poprawnie. I taki był właśnie obiad. Poprawny. Dlatego nie było sensu
kontynuować tego tematu.
– Zanim pan Hirek się zdecyduje na skorzystanie
z twoich usług, mógłbyś odwiedzić mamę – stwierdziła Malwina.
– Przecież wiesz, że wciąż się na mnie gniewa za to wydanie
swojej książki. Muszę jeszcze chwilę odczekać, zanim jej przejdzie.
– To może wpadłbyś do Błażeja?
– On nie ma teraz czasu na spotkania towarzyskie. Trwa
fuzja kancelarii jego i ojca, a wieczorami w jego domu rozgrywa
się piekło. Poza tym mam przeczucie, że pan Hirek zgłosi się do mnie szybciej,
niż myślisz, bo ponownie przyśni mu się straszny koszmar. A ja muszę
jeszcze pożegnać panią Irminę i przywitać nasze dwie nowe sąsiadki. Coś mi
się zdaje, że nie będziemy się z nimi nudzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz