czwartek, 17 października 2019

PAN PRZYPADEK I CYKLIŚCI - MISTRZ KIEROWNICY JUŻ NIE UCIEKA 4


Jacek lubił czasem w obecności swoich klientów spoglądać na szklaną kulę należącą niegdyś do słynnego jasnowidza Ossowieckiego, a zdobiącą teraz biurko detektywa. Przypominał tym gestem różnego rodzaju cwaniakom, że szkoda czasu na oszukiwanie, bo on i tak wszystko zaraz zobaczy w tym magicznym przedmiocie nakrytym niezwykle gustownym melonikiem w stylu Poirot. Tym razem jednak nie musiał tego robić. Jego najnowszy klient od samego początku wizyty u Jacka przyglądał się zaczarowanej kuli jak zahipnotyzowany i mówił wszystko dokładnie jak na spowiedzi, u której nigdy nie był. Szklany przedmiot wyciągał z niego zeznania dużo lepiej niż zawodowy spowiednik.
Mimo to Przypadek postanowił się upewnić, czy rzeczywiście wszystko dobrze zrozumiał:
– Zatem mówi pan, panie Filipie, że śni się panu wciąż, że ktoś chce pana przejechać?
– Tak. Gdyby to był tylko jeden raz, to wcale bym się tym nie przejmował. Ale ten sen się powtarza regularnie od trzech miesięcy. Właściwie codziennie. To się zaczęło, gdy się dowiedziałem o tym Wielkim Grancie – autor prosi korektę, by nie poprawiała słów pisanych tu od dużej litery, bo nie ma wątpliwości, że tak właśnie wypowiedział je bohater tej historii.
– O jakim wielkim grancie? – Dla Jacka te słowa niewiele znaczyły, więc z pewnością powiedział je małymi literami.
– O takim, który może zdecydować o przyszłości ruchu rowerowego w Polsce. Powinien trafić do mojej fundacji Cyklomaniacy, a tu bach, zaczyna mi się śnić, że ktoś mnie chce zabić. Mam więc prawo się niepokoić, prawda? Przecież wiadomo, że sny nie śnią się człowiekowi ot tak sobie. Prawda?
– W dziedzinie snów nie jestem najlepszym specjalistą – odpowiedział wymijająco Przypadek. – Wiem jednak, że trudno znaleźć w nich podejrzanego, bo musiałbym tam być razem z panem.
– A nie mógłby pan tam jakoś wejść? Ja bym się tu u pana położył spać, a jakbym zasnął, to ta kula mogłaby panu pomóc.
– Nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę z tego, że ja jestem raczej detektywem niż jasnowidzem – powiedział rozbawiony Przypadek, który uznał, że w tej sytuacji przyznanie się, że nie ma żadnych mocy nadprzyrodzonych byłoby nie na miejscu.
– Panie Jacku, mnie pan nie musi ściemniać. Słyszałem o paru zagadkach, które pan rozwiązał, i bez tej szklanej kuli na pewno by się to panu nie udało. – Hirek zniżył głos, rozejrzał się czujnie i dodał: – Osobiście podejrzewam nawet, że tym detektywem to pan jest tylko tak na pokaz, bo wiadomo, że u nas pełno ciemnoty i nie wszyscy uwierzą w jasnowidza. Prawda?
Jacek uznał, że przekonywanie Filipa Hirka, iż jest dokładnie na odwrót, nie przyniesie żadnego rezultatu, zrobił więc tylko wieloznaczną zamyśloną minę. Nie była to wyłącznie poza, bo naprawdę się zastanawiał, czy powinien przyjąć to zlecenie. Jego nowy klient, jak wielu przed nim, uważał z pewnością, że detektyw pomoże mu z poczucia obowiązku i możliwości przebywania z tak znaną i poważaną osobą jak on – działaczem wykazującym wielką troskę o przyszłość ludzkości i pokój na Ziemi. Wprawdzie takie żądania nie robiły jak dotąd wrażenia na Jacku, teraz jednak sam nie wiedział, czemu miał ochotę im ulec.
I być może zrobiłby to, gdyby w drzwiach pokoju nie stanęła Malwina.
– Zaraz będzie obiad – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Bardzo dziękuję, ale nie trzeba się było kłopotać – uśmiechnął się Hirek. – Zwłaszcza że nie wiem, czy zna pani dokładnie moje upodobania kulinarne. Na przykład nie lubię, kiedy jarmuż jest zbyt długo…
– Nie interesuję mnie to – oświadczyła chłodno kobieta i sprecyzowała: – Obiady jadamy tylko we dwoje. Pan Przypadek zajmie się rozwiązaniem pana problemu po ustaleniu kwestii honorarium.
Oświadczenie Malwiny sprawiło, że Hirkowi zdecydowanie zrzedła mina.
– Myślałem raczej…
– To także mnie nie interesuje. Stawka pana Przypadka za dzień wynosi dwa i pół tysiąca złotych plus koszty…
– Pani żartuje?! To połowa mojej miesięcznej pensji!
– Pewnie tak naprawdę najwyżej jedna czwarta albo i mniej. Ale nie narzucamy się ze swoimi usługami. – Malwina uśmiechnęła się niemal uprzejmie. Jacek zaś poczuł, że za chwilę zobaczy przedstawienie warte każdych pieniędzy. Usiadł wygodniej w fotelu i rozbawiony przysłuchiwał się rozmowie swojej współlokatorki z potencjalnym klientem.
Hirek spojrzał pytająco na detektywa, bo nie słyszał dotąd, aby miał on jakiegokolwiek współpracownika. Ale ten wzruszył tylko ramionami i pokazał na Malwinę, dając do zrozumienia, że wszelkie pytania związane z jego honorarium należy kierować do niej.
– Ale skąd ja mam wiedzieć, że on znajdzie tego mordercę, zanim on mnie zabije?!
– Możemy się zobowiązać, że w razie pańskiej śmierci nie będziemy dochodzić pieniędzy od pańskich spadkobierców – odpowiedziała Malwina z wyrachowanym profesjonalizmem na twarzy. – A jeśli pan uzna, że usługi pana Przypadka nie są już panu potrzebne, zapłaci pan tylko zaległe wynagrodzenie.
– W ten sposób możecie dla mnie pracować przez rok i nic nie odkryć! – Hirek najwyraźniej uznał, że ma do czynienia ze wspólniczką, o której wcześniej nie słyszał.
– Możemy się umówić, że będziemy pracować maksymalnie miesiąc. W razie sukcesu płaci pan sto tysięcy. Oczywiście wliczymy w to koszty wcześniejszej pracy – dodała łaskawie.
– No nie wiem… – zawahał się Hirek. – Zastanowię się.
– Nie zatrzymujemy, zwłaszcza że obiad stygnie. – Malwina wskazała Filipowi drzwi. Ten, niemal obrażony, wstał, kiwnął głową na pożegnanie i wyszedł. Kiedy Przypadek i Żarska usłyszeli dźwięk zamykanych drzwi, dziennikarka uśmiechnęła się do detektywa. – Zapłaci, nie bój się. Najwyżej pobije się z myślami jakieś dwa, trzy tygodnie. Pan Hirek ma mnóstwo kasy, przez jakiś czas prowadziłam dziennikarskie śledztwo na temat jego majątku, ale… sam rozumiesz. – Uśmiechnęła się niemal przepraszająco.
– Naczelny ci powiedział, że były telefony od ważnych ludzi, że to taki zaangażowany działacz społeczny, postępowy i w ogóle i nie należy sprawdzać, ile dokładnie na tym zarobił – powiedział ze zrozumieniem Jacek, gdy szli do kuchni.
– Jakbyś zgadł. Ale raz mu się noga powinęła, bo nawet jak na standardy altruistów trochę jednak przegiął. Zawsze gdy zbliżał się termin rozdzielania miejskich albo rządowych funduszy na organizacje pozarządowe, zdarzał się jakiś zamach na pana Hirka. A to mu hamulce w rowerze zepsuli, a to opony w kołach przecięli. Niestety nie wiedział, że zamontowali kamery z monitoringiem naprzeciwko jego mieszkania i nagrało się jak sam sobie wrzuca przez zamknięte okno cegłę do mieszkania, zawiniętą w kartkę z pogróżkami. Potem twierdził, że cegła minęła o milimetry jego skroń, bo akurat siedział w fotelu. Gdy policjant odkrył nagranie, zrobiła się afera, ale sprawę oczywiście wyciszyli. Tyle tylko, że pan Hirek na ponad rok wypadł z obiegu grantów krajowych i europejskich i musiał polegać na prywatnych darczyńcach, którzy uwierzyli, że ktoś się tylko ucharakteryzował na niego i to nie on sam rzucił cegłą w okno.
– Sporo wiesz – powiedział z uznaniem Jacek, zasiadając do stołu. – W sumie rzeczywiście moglibyśmy stworzyć niezły tandem jako detektywi. Teraz, kiedy pani Irmina wypływa w podróż dookoła świata, przyda mi się ktoś dobrze poinformowany.
– Musisz niestety polegać na swoich bezdomnych znajomych, bo, jak wiesz, jestem zajęta. Muszę skończyć pisanie książki o mojej wyprawie w poszukiwaniu Basi. Jestem umówiona z wydawnictwem, że najdalej za miesiąc tekst będzie gotowy.
– Szkoda. Tak się pięknie włączyłaś w moją rozmowę z klientem.
– Obawiałam się, że z nudów mógłbyś wziąć tę sprawę za darmo.
– Właściwie by mi się przydało. Ostatnio nigdzie się nie ruszam, brzuch mi zaczął rosnąć.
– I dlatego ta sprawa rzeczywiście ci się przyda. Ale nie ma sensu, żebyś dla kogoś takiego jak Hirek pracował za darmo. Jak obiad?
– Bardzo dobry – zapewnił Jacek, ale oboje z Malwiną wiedzieli, że nie do końca jest to prawda. Ona zaproponowała mu, że w zamian za to, iż pozwala jej ze sobą na razie mieszkać, będzie robiła zakupy i gotowała obiady, choć nigdy tego nie lubiła. A jak się czegoś nie lubi, to trudno wykonywać tę pracę bardzo dobrze, można zwykle co najwyżej poprawnie. I taki był właśnie obiad. Poprawny. Dlatego nie było sensu konty­nuo­wać tego tematu.
– Zanim pan Hirek się zdecyduje na skorzystanie z twoich usług, mógłbyś odwiedzić mamę – stwierdziła Malwina.
– Przecież wiesz, że wciąż się na mnie gniewa za to wydanie swojej książki. Muszę jeszcze chwilę odczekać, zanim jej przejdzie.
– To może wpadłbyś do Błażeja?
– On nie ma teraz czasu na spotkania towarzyskie. Trwa fuzja kancelarii jego i ojca, a wieczorami w jego domu rozgrywa się piekło. Poza tym mam przeczucie, że pan Hirek zgłosi się do mnie szybciej, niż myślisz, bo ponownie przyśni mu się straszny koszmar. A ja muszę jeszcze pożegnać panią Irminę i przywitać nasze dwie nowe sąsiadki. Coś mi się zdaje, że nie będziemy się z nimi nudzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz