Filip Hirek z jednej strony się cieszył, że przygoda na
skrzyżowaniu zakończyła się jedynie lekkimi stłuczeniami i mógł dość
szybko opuścić szpital. Z drugiej jednak strony czuł, że jakaś
poważniejsza kontuzja bardzo przydałaby mu się w walce o kolejny
grant, szczególnie ten związany z kulturowym upamiętnianiem dziedzictwa
cyklizmu. Dziesięć lat temu sprawa była prosta, na rynku istniały tylko trzy
poważne firmy, które się mogły o nią ubiegać. Ale teraz w samej
Warszawie funkcjonowało co najmniej dwadzieścia stowarzyszeń i fundacji
broniących praw rowerzystów. Wprawdzie on, no i Brągiel,
i Rossa-Rostafiński, mieli największe fory z powodu swej medialnej
rozpoznawalności, lecz coraz trudniej było im sobie poradzić z młodymi
rowerowymi wilczkami.
Żeby więc całkiem nie zaprzepaścić
swojego pobytu w szpitalu, Hirek zwołał konferencję prasową od razu, gdy
tylko odzyskał przytomność. Czasu nie miał wiele, po krótkiej obserwacji miano
go wypuścić do domu. Dlatego polecił Makuszewskiemu ściągnięcie wszystkich
możliwych dziennikarzy. Najbardziej ucieszyła go obecność Bartosza Fifki, który
przyjechał z kamerzystą. Nie brakowało również przedstawicieli prasy,
która zawsze z ochotą wspomagała
jego starania o rowerową rewolucję w mieście.
Dyrekcja szpitala nie udostępniła Hirkowi salki, co ten
postanowił dobrze zapamiętać, a wytłumaczył sobie krzyżem wiszącym
w gabinecie dyrektora. Na szczęście pogoda sprzyjała, co pozwoliło zaimprowizować
konferencję na parkingu przed budynkiem. Prezes Cyklomaniaków, choć mógł się
bez problemu poruszać, wyszedł do zgromadzonych dziennikarzy, wspierając się na
ramieniu Makuszewskiego, czym wzbudził powszechne współczucie.
– Dziękuję wam za tak liczne przybycie – zaczął niemal
grobowym głosem. – Wasza obecność jest znakiem tego, że wciąż trwa walka
o ulice przyjazne dla rowerzystów. Ta walka ciągle się zaostrza, bo im
dłużej działamy, tym mocniej widzimy, ile jest do zrobienia, ile ciężkiej pracy
nas czeka. Wielu wrogów już rozpoznaliśmy, najgorzej jest jednak wtedy, gdy
wróg czai się wśród przyjaciół.
Po zebranych dziennikarzach przeszedł szmer i pewnie
zaraz ktoś z nich zadałby pytanie, gdyby nagle z tyłu nie wyskoczył
Brągiel.
– Filip, jak się cieszę, że nic ci się nie stało! – Szef
Miasta na Dwóch Kółkach uśmiechnął się szeroko. Hirek nie wyglądał na
równie zadowolonego jak Brągiel i najchętniej coś od razu by mu
odpowiedział, ale obecność przyjaciela gorszego od wroga tak bardzo go
zaskoczyła, że zaniemówił.
– Przyszedł się lansować przy Hirku – szepnął pogardliwie
Fifka do stojącej obok dziennikarki.
– Jak państwo widzicie, ograniczania
i spowolniania ruchu samochodowego w mieście nigdy dość! – Brągiel
stanął obok Hirka i w tej chwili trudno było powiedzieć, czyja to
konferencja prasowa. – Ścieżki rowerowe wzdłuż jezdni to połowiczne rozwiązanie.
Na takich trasach powinno obowiązywać ograniczenie prędkości do maksymalnie
trzydziestu kilometrów, aby rowery miały szansę jechać równie szybko jak auta.
Lepsze byłoby dwadzieścia kilometrów, ale tu oczywiście lobby spalinowe może
zawyć z wściekłości. Naturalnie nie możemy mu się poddawać
i spróbować wywalczyć choćby dwadzieścia pięć kilometrów!
Dziennikarze uśmiechali się pod nosem, widząc, jak Hirek
zgrzyta bezsilnie zębami. Wszyscy wiedzieli, że jeśli chodzi o charyzmę
i swego rodzaju szołmeństwo, to prezes Cyklomaniaków nie mógł się
w żaden sposób równać z szefem Miasta na Dwóch Kółkach. Brągiel był
w tym niezastąpiony i może dlatego z każdym rokiem udawało mu
się powiększać liczbę grantów otrzymywanych dla swojego stowarzyszenia.
– No, Filip, powiedz coś – zachęcił niemal ironicznie
swojego towarzysza w walce i wroga przy dzieleniu dotacyjnego tortu
Brągiel. Hirek najchętniej użyłby w tej chwili słów mało parlamentarnych,
ale, chcąc nie chcąc, musiał się od nich powstrzymać i wycedzić najspokojniej,
jak umiał:
– Jak państwo pamiętają, wspominałem, że najgorzej, gdy
wróg czai się wśród przyjaciół. I tak się właśnie stało. Za mój wypadek
jest oczywiście również odpowiedzialna zbyt wysoka dopuszczalna prędkość jazdy,
ale także obecny tu szef Miasta na Dwóch Kółkach.
– Co?! – wykrzyknęli niemal równocześnie wszyscy
dziennikarze. Do różnych podjazdowych wojenek między szefami najrozmaitszych
szlachetnych stowarzyszeń walczących o tę samą pulę pieniędzy już się
przyzwyczaili. Ale otwarta bitwa to było coś zupełnie nowego.
– To pewnie żart Filipa – stwierdził Brągiel, ale nie
uśmiechnął się przy tym zbyt szeroko.
– To żaden żart. Tym samochodem, przed którym uciekałem
i przez który wpadłem pod koła innego auta… – Hirek, widząc napięcie na
twarzach dziennikarzy, zrobił na moment efektowną pauzę. – Otóż tym samochodem
kierował przyjaciel pana Brągla, Bolko Szołtysik.
– I ja jestem temu winien? – Brągiel rozbawiony spojrzał na
dziennikarzy, którzy czuli już niezłego newsa, choć jeszcze obawiali się, żeby
nie był to zmokły kapiszon.
– Tak właśnie. I detektyw Przypadek, którego już
prawie wynająłem, ci to udowodni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz