Mówi się, że rewolucja pożera własne dzieci. Filip Hirek
czuł właśnie w tej chwili, jak jej paszcza już chwyta jego nogi. Jechał
teraz ścieżką rowerową, wydzieloną z jezdni drogi. Walczył o takie
ścieżki od wielu lat. Miał nadzieję, że zmniejszą ruch samochodowy dzięki
zwężeniu jezdni. A jeśli to się nawet nie uda, to auta utkną
w jeszcze dłuższych korkach, przynajmniej więc blachosmrodziarze zostaną
ukarani za zbrodniczą chęć poruszania się własnym autem po mieście!
Tymczasem padł jednak ofiarą swojej walki. Bo ze ścieżki
nie było żadnej ucieczki! Wzdłuż niej, oddzielając ją od chodnika, stał sznur
zaparkowanych aut. A za Hirkiem gnała wielka terenówka. I choć prezes
fundacji Cyklomaniacy nie jechał swoim zwyczajem środkiem ulicy, tylko grzecznie
trzymał się wyznaczonego dla rowerzystów pasa, to ogromne auto go nie
wyprzedzało, a jedynie zwiększało swoją prędkość, zmuszając do tego samego
Filipa.
– Policja! – wrzasnął zdyszany, ale antysmogowa maska
skutecznie zdusiła jego głos i prawdopodobnie usłyszały go tylko
najbliższe osoby. Lecz i do nich dotarł raczej niewyraźny bełkot aktywisty
rowerowego. – Spokojnie, po co ja się tak denerwuję? Przecież to pewnie jest
sen – przekonywał sam siebie szef Cyklomaniaków. – Tak, to znowu na pewno ten
koszmar. Nie mam się czego bać. Mogę właściwie się zatrzymać na środku drogi,
on mnie przejedzie, a wtedy na pewno się obudzę. Tak powinienem zrobić. –
Na ułamek sekundy Hirek zwolnił, ale potem od razu przyspieszył. – Cholera,
a co jeśli to jednak nie sen?!
Przez głowę przebiegały mu setki panicznych myśli. Chciał
jak najszybciej dotrzeć do Przypadka i go wynająć, płacąc mu nawet
wygórowaną stawkę. Właściwie dlaczego od razu tego nie zrobił? Stać go było na
detektywa, choć faktycznie nie mógł zrozumieć, dlaczego ten, w porywie
szlachetnego odruchu, nie postanowił dla niego pracować za darmo. Wprawdzie
oficjalna narracja głosiła, że detektyw jest krwiopijcą, żądającym zawsze
horrendalnych stawek, ale po kątach szeptano, że jak ma ochotę, to potrafi
pracować bez wynagrodzenia. Dlaczego więc nie miałby tego zrobić dla Hirka,
walczącego o tak wiele słusznych spraw?!
A tak się ucieszył, gdy się okazało, że Krzysiek
Makuszewski wynajął to mieszkanie obok Przypadka. Był pewien, że wreszcie może
liczyć na to, że ktoś rozwiąże zagadkę jego snów, o których mu
wielokrotnie opowiadał. Zresztą Hirek był pewien, że tylko ten dziwaczny
detektyw-jasnowidz może mu pomóc, i od dawna się nie krył przed swoim
współpracownikiem, zabraniając mu oczywiście z tym mówić komukolwiek innemu.
Przecież oficjalnie Jacek był wyklęty z wpływowych sfer towarzyskich.
Ale wyklęty czy nie, Hirek chwilowo nie miał co liczyć na
odsiecz ze strony Przypadka, a nie tak daleko była komenda policji. Może
tam powinien się ukryć? Jednak czy można ufać policjantom? Przecież jeszcze
nigdy nie widział żadnego stróża prawa jeżdżącego na rowerze. Czasem straż miejska
posiada takie pojazdy. Za to wszyscy funkcjonariusze tylko się rozbijają tymi
paliwożernymi radiowozami zatruwającymi środowisko, ewentualnie męczą konie,
każąc im się przebijać przez nadwiślańskie chaszcze. Nie, policjantom nie wolno
ufać. Zwłaszcza że nie ma w zasięgu wzroku żadnego z nich, a ta
terenówka podjeżdża coraz bliżej. I jak warczy!
O, a teraz wyraźnie dotknęła jego koła!
– Ty spalinowy degeneracie! – wrzasnął szef Cyklomaniaków.
Jego głos cały czas wiązł w masce antysmogowej, lecz Hirek nic sobie
z tego nie robił. Rozum wprawdzie podpowiadał mu, że powinien oszczędzać
siły na ucieczkę, ale wewnętrzna wściekłość nie pozwalała zachować milczenia. –
Ty blachosmrodziarski faszysto! Ty bękarcie dieslowski! Ty silnikowy
zwyrodnialcu! Ty kanapowy bydlaku! Ty rzeźniku koni mechanicznych! Ty smogowy
ludobójco! Ty gangsterze uliczny! Ty ewolucyjny wykolejeńcu! Ty wampirze
energetyczny! Ty psychopato na usługach korporacji! Ty sadystyczny krwiożerco!
Ty patriarchalna łajzo!
Hirkowi chwilowo skończył się zasób epitetów, dlatego
zaczął wymyślać, czego życzy swojemu prześladowcy.
– Żebyś walnął w najbliższe
drzewo! Żeby cię poduszki pozabijały! Żeby ci silnik wybuchł! Żebyś wpadł do
Wisły! Żeby ci się hamulec zaciął na autostradzie! Żeby ci bombę w samochodzie
podłożyli! Żebyś stał w korku stąd do Nowego Jorku!
Niestety zaklęcia nie działały. Filip mocniej nacisnął na
pedały i obejrzał się przez ramię. Wtedy po raz pierwszy zauważył twarz
kierowcy. Znał ją na pewno, tylko nie mógł sobie przypomnieć skąd. Może gdyby
tego oblicza nie wykrzywił grymas złości, byłoby mu łatwiej jakoś je rozpoznać.
Prezes fundacji Cyklomaniacy wykrzesał z siebie resztkę sił, żeby
dojechać do najbliższego skrzyżowania i przez przejście dla pieszych uciec
na chodnik. Ale jak na złość piesi stali w równym, zwartym szeregu,
czekając na zapalenie się zielonego światła. Kiedy Hirek ich mijał, ruszyli,
złorzecząc na rowerzystę, który pognał przed siebie.
Nie na długo zresztą. Usłyszał tylko pisk hamulców
i zanim zapadła wokół niego ciemność, zobaczył jedynie ponownie przez
ułamek sekundy twarz kierowcy terenówki, który nie zdążył wyhamować przed
pasami i zatrzymał się bezpośrednio przed skrzyżowaniem. I wtedy
Hirek przypomniał sobie, skąd ją zna.
Twarz, którą znały miliony widzów z ekranów
telewizorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz