środa, 23 października 2019

PAN PRZYPADEK I CYKLIŚCI - MISTRZ KIEROWNICY JUŻ NIE UCIEKA 8


Mówi się, że rewolucja pożera własne dzieci. Filip Hirek czuł właśnie w tej chwili, jak jej paszcza już chwyta jego nogi. Jechał teraz ścieżką rowerową, wydzieloną z jezdni drogi. Walczył o takie ścieżki od wielu lat. Miał nadzieję, że zmniejszą ruch samochodowy dzięki zwężeniu jezdni. A jeśli to się nawet nie uda, to auta utkną w jeszcze dłuższych korkach, przynajmniej więc blachosmrodziarze zostaną ukarani za zbrodniczą chęć poruszania się własnym autem po mieście!
Tymczasem padł jednak ofiarą swojej walki. Bo ze ścieżki nie było żadnej ucieczki! Wzdłuż niej, oddzielając ją od chodnika, stał sznur zaparkowanych aut. A za Hirkiem gnała wielka terenówka. I choć prezes fundacji Cyklomaniacy nie jechał swoim zwyczajem środkiem ulicy, tylko grzecznie trzymał się wyznaczonego dla rowerzystów pasa, to ogromne auto go nie wyprzedzało, a jedynie zwiększało swoją prędkość, zmuszając do tego samego Filipa.
– Policja! – wrzasnął zdyszany, ale antysmogowa maska skutecznie zdusiła jego głos i prawdopodobnie usłyszały go tylko najbliższe osoby. Lecz i do nich dotarł raczej niewyraźny bełkot aktywisty rowerowego. – Spokojnie, po co ja się tak denerwuję? Przecież to pewnie jest sen – przekonywał sam siebie szef Cyklomaniaków. – Tak, to znowu na pewno ten koszmar. Nie mam się czego bać. Mogę właściwie się zatrzymać na środku drogi, on mnie przejedzie, a wtedy na pewno się obudzę. Tak powinienem zrobić. – Na ułamek sekundy Hirek zwolnił, ale potem od razu przyspieszył. – Cholera, a co jeśli to jednak nie sen?!
Przez głowę przebiegały mu setki panicznych myśli. Chciał jak najszybciej dotrzeć do Przypadka i go wynająć, płacąc mu nawet wygórowaną stawkę. Właściwie dlaczego od razu tego nie zrobił? Stać go było na detektywa, choć faktycznie nie mógł zrozumieć, dlaczego ten, w porywie szlachetnego odruchu, nie postanowił dla niego pracować za darmo. Wprawdzie oficjalna narracja głosiła, że detektyw jest krwiopijcą, żądającym zawsze horrendalnych stawek, ale po kątach szeptano, że jak ma ochotę, to potrafi pracować bez wynagrodzenia. Dlaczego więc nie miałby tego zrobić dla Hirka, walczącego o tak wiele słusznych spraw?!
A tak się ucieszył, gdy się okazało, że Krzysiek Makuszewski wynajął to mieszkanie obok Przypadka. Był pewien, że wreszcie może liczyć na to, że ktoś rozwiąże zagadkę jego snów, o których mu wielokrotnie opowiadał. Zresztą Hirek był pewien, że tylko ten dziwaczny detektyw-jasnowidz może mu pomóc, i od dawna się nie krył przed swoim współpracownikiem, zabraniając mu oczywiście z tym mówić komukolwiek innemu. Przecież oficjalnie Jacek był wyklęty z wpływowych sfer towarzyskich.
Ale wyklęty czy nie, Hirek chwilowo nie miał co liczyć na odsiecz ze strony Przypadka, a nie tak daleko była komenda policji. Może tam powinien się ukryć? Jednak czy można ufać policjantom? Przecież jeszcze nigdy nie widział żadnego stróża prawa jeżdżącego na rowerze. Czasem straż miejska posiada takie pojazdy. Za to wszyscy funkcjonariusze tylko się rozbijają tymi paliwożernymi radiowozami zatruwającymi środowisko, ewentualnie męczą konie, każąc im się przebijać przez nadwiślańskie chaszcze. Nie, policjantom nie wolno ufać. Zwłaszcza że nie ma w zasięgu wzroku żadnego z nich, a ta terenówka podjeżdża coraz bliżej. I jak warczy!
O, a teraz wyraźnie dotknęła jego koła!
– Ty spalinowy degeneracie! – wrzasnął szef Cyklomaniaków. Jego głos cały czas wiązł w masce antysmogowej, lecz Hirek nic sobie z tego nie robił. Rozum wprawdzie podpowiadał mu, że powinien oszczędzać siły na ucieczkę, ale wewnętrzna wściekłość nie pozwalała zachować milczenia. – Ty blachosmrodziarski faszysto! Ty bękarcie dieslowski! Ty silnikowy zwyrodnialcu! Ty kanapowy bydlaku! Ty rzeźniku koni mechanicznych! Ty smogowy ludobójco! Ty gangsterze uliczny! Ty ewolucyjny wykolejeńcu! Ty wampirze energetyczny! Ty psychopato na usługach korporacji! Ty sadystyczny krwiożerco! Ty patriarchalna łajzo!
Hirkowi chwilowo skończył się zasób epitetów, dlatego zaczął wymyślać, czego życzy swojemu prześladowcy.
– Żebyś walnął w najbliższe drzewo! Żeby cię poduszki pozabijały! Żeby ci silnik wybuchł! Żebyś wpadł do Wisły! Żeby ci się hamulec zaciął na autostradzie! Żeby ci bombę w samochodzie podłożyli! Żebyś stał w korku stąd do Nowego Jorku!
Niestety zaklęcia nie działały. Filip mocniej nacisnął na pedały i obejrzał się przez ramię. Wtedy po raz pierwszy zauważył twarz kierowcy. Znał ją na pewno, tylko nie mógł sobie przypomnieć skąd. Może gdyby tego oblicza nie wykrzywił grymas złości, byłoby mu łatwiej jakoś je rozpoznać. Prezes fundacji Cyklomaniacy wykrzesał z siebie resztkę sił, żeby dojechać do najbliższego skrzyżowania i przez przejście dla pieszych uciec na chodnik. Ale jak na złość piesi stali w równym, zwartym szeregu, czekając na zapalenie się zielonego światła. Kiedy Hirek ich mijał, ruszyli, złorzecząc na rowerzystę, który pognał przed siebie.
Nie na długo zresztą. Usłyszał tylko pisk hamulców i zanim zapadła wokół niego ciemność, zobaczył jedynie ponownie przez ułamek sekundy twarz kierowcy terenówki, który nie zdążył wyhamować przed pasami i zatrzymał się bezpośrednio przed skrzyżowaniem. I wtedy Hirek przypomniał sobie, skąd ją zna.
Twarz, którą znały miliony widzów z ekranów telewizorów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz