Pani Irmina
Bamber uważała, że jeśli ktoś ma czyste sumienie, to z pewnością nie powinien
mieć problemów ze snem. Ważne jest również, aby nie czytać zbyt przerażających
książek, nie oglądać horrorów i oszczędnie gospodarować pieniędzmi, nie robiąc
długów. A gdy do tego dużo się spaceruje i prowadzi aktywny tryb życia, to
będzie się zasypiało z pewnością jak niemowlę.
Tych
wszystkich przykazań dobrego snu pani Irmina przestrzegała sumiennie. Niestety,
jej niezawodny przepis nie sprawdzał się ostatnimi czasy i miała za sobą kilka
ciężkich nocy. Dlatego potwornie bolała ją głowa i z trudem skupiała się na
tym, co opowiadał jej Jacek.
–
Wszystko dobrze, pani Irmino? – zapytał z troską Przypadek.
–
Tak – potwierdziła odruchowo, bo taki miała nawyk, żeby na nic się nie skarżyć.
Po chwili zrozumiała, że ta sprawa i tak dotyczy Jacka, więc nie ma co jej
przed nim ukrywać. – Pod trzynastkę wprowadziła się dwójka nowych sąsiadów. I
powiem ci, że jak Bączek robił kiedyś remont, to chyba zachowywał się ciszej
niż oni.
–
Też remontują?
–
Gorzej. Rozmawiają ze sobą. Bardzo głośno rozmawiają. Właściwie bez przerwy się
kłócą. Gdybym nie wiedziała, że to dwóch mężczyzn, powiedziałabym, że to jakieś
stare, dobre małżeństwo. Ta trzynastka to jednak ma pecha do lokatorów.
–
Za to ja mam szczęście, że chwilowo rzadko tu bywam. – Po twarzy Jacka nie było
widać przesadnej radości.
–
Wciąż sypiasz u mamy?
–
Tak. Potrzebuje mnie. Na początku procesu rozwodowego była niesłychanie
energiczna, ale pod koniec jakby z niej uszło powietrze. Staram się ją jakoś
rozweselać, ale słabo mi to wychodzi.
–
Musi minąć trochę czasu. Jakoś to będzie.
–
Pewnie tak. – Jacek pokiwał smutno głową. – Ale co pani sądzi o tym, co
usłyszałem od pana prezesa?
–
Myślisz, że to ten Kostrzewa mógł wypchnąć Brodę?
–
To chyba chciał mi zasugerować pan Gerhard.
–
Uważasz, że nie mówił prawdy?
–
Tego nie wiem. Ania także mówiła, że Kostrzewa rzucił się kiedyś na Brodę na
balu dziennikarzy. Ewidentnie miał problem z kontrolowaniem emocji. A ponadto
był sporo większy i silniejszy od Brody. Mógł wypchnąć starego kumpla, a potem
wmówić sobie, że to wszystko przez tych złych ludzi od afery z prywatyzacją
rzek.
–
Ale widzę, że nie za bardzo wierzysz Sowie?
–
Gdyby naprawdę podejrzewał Kostrzewę, zrobiłby wiele, żeby tamten miał
problemy.
–
Tak bardzo cenił Brodę?
–
Nie. On chyba w ogóle nie ceni ludzi. Za to na pewno pani słyszała, jak bardzo
nie lubi, gdy ktoś mu zniszczy jego własność.
–
To prawda. Jest sknerą do granic możliwości i nie znosi wydawać pieniędzy dwa razy
na to samo. Opowiadała mi znajoma, że kiedyś nawet urządził śledztwo w sprawie
przetartego futerału do okularów, którego używał przez dziesięć lat. To znaczy
chciał dotrzeć do winnego tego przetarcia – uśmiechnęła się pani Irmina. – Ale
ten Broda to jednak nie futerał…
–
Za to odnoszę wrażenie, że pan Sowa traktuje ludzi bardzo przedmiotowo. I ktoś,
kto „popsułby” mu jego człowieka, w którego wiele zainwestował, stałby się jego
wrogiem.
–
No to może… ten Kostrzewa nie miał wypadku, tylko ktoś go wepchnął pod
samochód. Albo specjalnie go potrącił. Pamiętasz, mówiłam ci, że był
przekonany, iż ktoś go śledzi niebieskim autem.
–
To możliwe. Ale Sowa raczej po prostu zleciłby swoim ludziom, żeby wykończyli
go w inny sposób. Na to pytanie mógłby odpowiedzieć pewnie sam Kostrzewa…
–
Zbadałam sprawę. Mam znajomego lekarza, który się nim zajmuje. Podobna
Kostrzewa czasem reaguje na jakieś bodźce. Ale nawet jeśli się obudzi, to minie
bardzo dużo czasu, zanim zdoła coś powiedzieć.
–
Mógłbym przecież z nim porozmawiać za pomocą mojej szklanej kuli, prawda? –
Jacek powiedział to tak serio, że pani Irmina nie była pewna, czy żartuje, i
dlatego odpowiedziała ostrożnie:
–
Pytanie tylko, czy ktokolwiek uwierzyłby w to, co z niego wyciągnąłeś.
–
Ważniejsze, czy ktoś by uwierzył, że mogę coś z niego wyciągnąć.
–
Ja, pozwolisz, pozostanę sceptyczna.
–
Ale nie odmówi mi pani pomocy, gdybym musiał uwiarygodnić swoją wersję? – Jacek
uśmiechnął się szelmowsko.
–
Mam zacząć rozpowiadać, że wyciągnąłeś coś telepatycznie z Kostrzewy?
–
Jeszcze nie teraz. Na razie spokojnie poczekam na ruch pana Sowy.
–
Jaki ruch?
–
Dławiący wolność prasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz