Najlepsze
kulinarne przepisy to te, które potrafią zaskoczyć nas swoją banalną prostotą.
Tak jak pączki serowe pani Irminy Bamber. Błyskawiczne w przygotowaniu i
niepowtarzalne w smaku. Puszyste, bez grama drożdży, najsmaczniejsze po
delikatnym posypaniu cukrem pudrem. Ale nawet bez tego Jacek najchętniej
pochłaniałby je, jak teraz, w ilościach absolutnie hurtowych. I to dla nich
zgodził się zajrzeć do pani Irminy po powrocie z wakacji, nie zachodząc nawet
do własnego domu.
–
A potem, wyobraź sobie, po prostu się odwrócił i zaczął uciekać, jakbym miała
wyciągnąć pistolet z tłumikiem i go zabić, bezwarunkowo. – Pani Irmina wciąż
nie bardzo wiedziała, czy ma się śmiać, czy raczej być przerażona przygodą,
która ją spotkała.
–
Całkiem możliwe, że tak właśnie myślał. – Głos Jacka był niewyraźny bo usta
wypełniał mu wciąż pączek serowy numer sześć.
–
Czyli wyglądam na płatnego zabójcę? W dodatku biorącym udział w spisku?
–
W spisku?
–
Tak. Twierdził, że czyham na jego życie razem z jakimś brodaczem, który siedzi w
niebieskim aucie po drugiej stronie.
–
Być może dla niego każdy wygląda na płatnego zabójcę. Nie przedstawił się w
żaden sposób?
–
Zainteresował cię? Przecież to wariat.
–
Być może. Ale problem z wariatami jest taki, że zadziwiająco często mają oni
rację. A śmierć redaktora Brody to była głośna rzecz. I od początku wydało mi
się dziwne, że pośliznął się i wypadł przez balkon.
–
Dlaczego? Pamiętam, jak mówili, że padał wtedy deszcz. A skoro miał balkon
wyłożony terakotą, to miał prawo się pośliznąć.
–
Miał. Ale ja znam ten budynek, bo tam mieszkają Bolko Szołtysik i Bartosz
Fifka. Tam są wysokie barierki na balkonach, na oko metr dwadzieścia. A kilka
razy spotkałem redaktora Brodę i z pewnością nie był wyższy od Błażeja.
–
No tak, to rzeczywiście dziwne. – Pani Irmina pokiwała głową. – Ale z drugiej
strony ten facet, który chciał wyjaśnić tę sprawę, wyglądał na kompletnego
świra. Gdy tylko go zobaczyłam na ulicy, pomyślałam, że czegoś się boi i pewnie
przyszedł do ciebie po pomoc.
–
I być może powinienem mu tej pomocy udzielić.
–
Naprawdę chcesz się tym zająć? – zdziwiła się pani Irmina, a Jacek tylko
pokiwał twierdząco głową. – Ale jak? Przecież nie masz nawet pojęcia, kto to
jest?!
–
Ale myślę, że da się go odnaleźć. Zapewne to jakiś dobry znajomy Brody, bo
mówił o nim „Zbyszek”. Można przypuszczać, że to dziennikarz, który trafił na
trop jakiejś afery i wierzy, że Broda zginął zamiast niego. Uważa, że sprawa
została zatuszowana i że maczał w tym palce sam Gerhard Sowa. Na dodatek tak
bardzo wierzy we własną winę, że ma wyrzuty sumienia…
–
I chyba mocno posuniętą manię prześladowczą.
–
Być może tak. Ale proszę pamiętać, że jeśli wierzy w to, iż od paru miesięcy
ktoś chce go zabić, to całkiem zrozumiałe, że zupełnie normalny nie może być.
Żyjąc w ciągłym strachu, łatwo można zwariować.
–
To prawda. Jak zatem chcesz go odnaleźć?
–
Liczę na pani pomoc w spotkaniu z panem Gerhardem Sową.
–
Hm, to może nie być łatwe. I trochę potrwać. Bez gwarancji sukcesu. Z nim się
chcą spotkać wszyscy, a bardzo niewielu to się udaje.
–
Wiem. Ale wystarczyłby mi dokładny rozkład dnia pana prezesa. A na początek
proszę wśród znajomych rozpuścić wiadomość, że chcę wyjaśnić sprawę śmierci
redaktora Brody.
–
Myślisz, że ta wiadomość dotrze do twojego niedoszłego klienta i sam zgłosi się
do ciebie?
–
Może tak. Chociaż jego poszukam też trochę inaczej. Ale tymczasem chciałbym się
dowiedzieć, kto zastąpił dzielnego podkomisarza Łosia w zbożnym dziele
śledzenia mnie.
–
A ktoś zastąpił? Skąd wiesz? Może po prostu policja przestała się tobą
interesować?
–
Bardzo bym chciał. Ale obawiam się, że w najbliższym czasie nie mogę na to
liczyć. Ale od czasu zniknięcia podkomisarza nie zauważyłem obok siebie nikogo
nowego. Czyli że następca jest dużo sprytniejszy. Łatwiej będzie mi go odkryć,
gdy będę prowadził jakieś śledztwo. I chciałbym go poznać jak najszybciej, żeby
wiedzieć, czego się mogę po nim spodziewać. Gdyby pani mogła też dowiedzieć się
swoimi kanałami, kto to taki, będę wdzięczny.
–
Spróbuję. To aż tak ważne?
–
Chciałbym wiedzieć, czy mogę liczyć na ochronę z jego strony. – Głos Jacka
brzmiał tak serio, że pani Irmina spojrzała na niego zdziwiona.
–
Ochronę? O czym ty mówisz?
–
Jeśli redaktor Broda nie padł ofiarą nieszczęśliwego wypadku, to ochrona może
mi się bardzo przydać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz