piątek, 7 października 2016

PAN PRZYPADEK I MEDIAKTORZY - WODAGATE ODCINEK 4

Od kilku miesięcy redaktor Anna Sobania wzbudzała w swoich podwładnych więcej niż mieszane uczucia. Były dni, że uważali ją za najwspanialszą szefową świata i odważnie przychodzili prosić o podwyżki, chociaż dobrze wiedzieli, że w ich coraz mocniej redukującej się branży nie jest to krok rozsądny. Lecz bywały też takie dni, ja ten, kiedy wpadła do redakcji, warcząc na każdego po drodze i wydając głośno komendę: „Gówno mnie obchodzi kto, za pięć minut mam mieć kawę na biurku”.
Właśnie wtedy w „Nowym Życiu” pojawił się niespodziewany gość. Zobaczył, że wszyscy właściwie pracownicy są zgromadzeni pod jednym gabinetem i na siłę wpychają sobie filiżankę z kawą, jakby była gorącym kartoflem. A gdy podszedł do nich i zaproponował, że on chętnie poda redaktor Sobani kawę, popatrzyli na niego jak na zbawcę skrzyżowanego z wariatem.
– No, kto się wreszcie odważył?! – wycedziła Ania, siedząc w wielkim fotelu tyłem do drzwi. – Niech zgadnę, filiżankę trzyma Dana, a spodeczek Blana.
– Proszę zgadywać dalej – usłyszała i od razu wiedziała, kto wszedł do jej gabinetu.
– Jacek?! Jak śmiesz tu do mnie przychodzić?!
– Daj spokój, Aniu. Jesteś znowu z Błażejem już prawie trzy miesiące i wciąż mnie unikasz.
– Nie unikam. Po prostu nie mam najmniejszej ochoty na spotkania z tobą. I będę ich zawsze unikać, mimo tego, że chwilowo  jestem z Błażejem.
– Jasne, jasne – przytaknął z nutką lekceważenia Jacek. – Ale nie o Błażeju przyszedłem rozmawiać.
– A o kim?
– O redaktorze Zbigniewie Brodzie – rzucił od niechcenia Przypadek i z pewnym rozbawieniem zaobserwował, jak Sobania cała sztywnieje.
– To chyba dość nieaktualny temat – stwierdziła ostrożnie Ania.
– Zależy dla kogo. Są tacy, którzy chcą rozwiązać zagadkę jego śmierci.
– Myślisz o Kostrzewie? – prychnęła pogardliwie pani redaktor. – Przecież to kompletny wariat z manią prześladowczą. Wiesz, co on sobie wymyślił? Że ktoś chciał sprywatyzować polskie rzeki. I chociaż nikt nie widział nawet śladu projektu ustawy, to on go tropił i się odgrażał, że dopadnie.
– Aha. – Jacek pokiwał głową. – A co go tak naprawdę łączyło z Brodą?
– Zaczynali kiedyś razem w jakimś prowincjonalnym radiu. Tyle że Zbyszek to był facet z talentem i wyczuciem tematów. Dlatego został naczelnym redakcji informacyjnej TV Ekstra. A Kostrzewa miał tylko manię prześladowczą. Zbyszek go lubił, bo kiedyś w swojej audycji razem dobrali się paru gościom do dupy. Dlatego starał się czasem Kostrzewie pomóc.
– Dobrze znałaś tego Zbyszka?
– Fajny był gość. I wódki z nim można się było napić, i kreskę czasem wciągnąć. Normalny facet.
- A powiedz, ale tak szczerze, w środowisku się nie mówiło, że ta jego śmierć jest podejrzana?
– Ale jakby co, to nie wiesz tego ode mnie – zastrzegła od razu redaktor Sobania. – Zbyszek ostatnio jakby za dużo kresek wciągał. Rozumiesz, stres, praca na wizji najczęściej oglądanego programu informacyjnego. W firmie trzymał fason, ale gdy miał kilka dni wolnego, to sąsiedzi czasem słyszeli, jak się kłóci sam ze sobą. No i większość ludzi myśli, że trochę mu odbiło. I albo wyskoczył przez ten balkon sam, bo za dużo wciągnął, albo wypadł niechcący, bo za dużo wciągnął.
– Czyli nikt w branży, poza tym Kostrzewą, nie wierzy, że ktoś panu Zbyszkowi pomógł?
– Było trochę plotek – przyznała niechętnie Sobania. - Ale nikt nie chce drążyć sprawy bez potrzeby. Po co to komu, że się z kolegi zrobi ćpuna, dziwkarza i hazardzistę? Nikomu to niepotrzebne.
– Czyli nikt nie wierzył, że Broda mógł chcieć pomóc Kostrzewie w rozgryzieniu tej afery z prywatyzacją polskich rzek?
– Rzekomej afery – podkreśliła Ania. – A nawet jeśli coś było, to przecież nic się na razie nie stało. A Zbyszek to był rozsądny dziennikarz, który wiedział, że pewnych tematów lepiej nie ruszać.
– Za to ten Kostrzewa był z tych mniej rozsądnych. – Jacek pokiwał głową. – Wiesz może, gdzie go znajdę?

– W szpitalu. Już dwa tygodnie nie odzyskał przytomności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz