Błażej wprawdzie
zawsze uważał, że pociąga wszystkie kobiety świata, ale w dociekaniu przyczyn
tego zjawiska poprzestawał na konstatacji, że działa na nie jego zwierzęcy
magnetyzm. Nie wnikał w istotę tegoż magnetyzmu i nie próbował zrozumieć głębi
kobiecej psychiki, uznając samokrytycznie, że go to przerasta. Był jednak
pewien dość prostych mechanizmów, które sprawiać powinny, że kobieta wciąż
głośno krzycząca z rozkoszy przynajmniej przez pewien czas po ostatnim,
spazmatycznym C, powinna być miła dla swego pana i władcy. Niestety, od pewnego
czasu obserwował zjawisko wprost przeciwne i musiał przeżywać ataki furii swej
partnerki Ani, gdy najmniej się tego spodziewał. To coraz bardziej go
frustrowało i sprawiało wręcz, że zaczął dość często miewać bóle głowy. Lecz
redaktor Sobania, będąca prawdziwym macho, nie miała litości dla kobiecych
wymówek. Dlatego, chcąc nie chcąc, mecenas Sakowicz musiał regularnie stawać na
wysokości zadania. A potem robił kolejny unik, żeby but dziennikarki nie
uderzył go w głowę…
–
Za co, żabko? – spytał ze strachem.
–
Za tego twojego przyjaciela z bożej łaski.
–
To przez niego jesteś ostatnio tak… rozstrojona?
–
Jak rozstrojona?! – nastroszyła się Ania. – Mam po prostu nerwową pracę. A on
mi tego nie ułatwia. Wiesz, że mnie niedawno odwiedził?!
–
Coś mi mówił. Prowadzi sprawę dla jakiegoś dziennikarza.
–
Nie dziennikarza, tylko zwykłego wariata z manią prześladowczą!
–
Ale to podobno grubsza afera. Z jakąś prywatyzacją rzek w tle.
–
Skąd on to niby wie? Gdybym mu nie powiedziała, to w ogóle by o tym nie
usłyszał!
–
Mógł mu powiedzieć jego klient…
–
Jego rzekomy klient. I nie miał prawa od niego nic usłyszeć, bo go w życiu nie
widział przytomnego…
–
No wiesz, Jacek jest jasnowidzem – powiedział bez specjalnego przekonania
Błażej, ale i tak musiał zrobić unik przed kolejnym butem lecącym w jego
stronę. – Żabko…
–
Oddawaj buty! – zażądała Ania, a Sakowicz junior posłusznie podał jej oba
narzędzia przemocy. – I nie mów mi więcej o tym Przypadku. Ciągle mam przez
niego problemy.
–
Tylko za to, że cię odwiedził?
–
Nie. Coś mnie podkusiło, żeby sprawdzić tę sprawę…
–
Iiii?
–
I nic. Dowiedziałam się jedynie, że za sprawą tych rzek chodził podobno taki
lobbysta, Kujawski. Ale nie wiem, dla kogo pracował.
–
Na pewno się dowiesz…
–
Nie mam zamiaru się dowiadywać! Mam teraz inne rzeczy na głowie…
–
A co, pewnie dostałaś propozycję programu w telewizji… – wyrwało się Błażejowi,
który dopiero gdy zobaczył minę Ani, zrozumiał, że powinien był trzymać język
za zębami.
–
Skąd wiesz?
–
Coś chyba wspominałaś ostatnio…
–
Kłamiesz! Nic ci nie mówiłam. Propozycję dostałam dzisiaj!
–
Aha… Ale zasługiwałaś na nią od dawna. Dlatego tak mi się skojarzyło – wybrnął
Sakowicz, gdy Ania zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem dziennikarki śledczej. I
choć dojrzała pewne niepokojące rzeczy, włożyła tylko buty i bez słowa ruszyła
do wyjścia.
Błażej
jak zwykle pobiegł za nią w nadziei, że może dostanie jeszcze pożegnalnego
buziaczka, ale redaktor Sobania od dawna była wobec niego wyjątkowo mało czuła.
Mógł więc tylko zamknąć za nią drzwi. A potem wyjął komórkę i szybko wybrał
numer do przyjaciela.
–
Cześć, Jacuś… Tak, miałeś rację… Tak, dzisiaj jej ten program zaproponowali.
Ale wcześniej zdążyła się dowiedzieć, że koło tej sprawy chodził jakiś lobbysta
Kujawski…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz