Lobbysta Kujawski
był przez całe swoje życie doskonałym uosobieniem wszystkich najnowszych
trendów w męskości. Jeszcze kilka lat temu mówiono o nim, że jest idealnie
metroseksualny. Od pewnego czasu jednak jego wizerunek zyskał sporo nowych
treści. Okalająca twarz broda drwala była doprawdy imponująca i bardzo
starannie przycięta. Jak bowiem powszechnie wiadomo, wszyscy mężczyźni
trudniący się ścinaniem drzew w leśnych ostępach wyjątkowo dbają o idealny
rozmiar swego zarostu. Do tego na czubku głowy Kujawskiego jego modnie
przycięte włoski były upięte w niesłychanie męski koczek, jaki nosiło wielu
prawdziwych mężczyzn w tym sezonie.
Również
gabinet lobbysty był zaprojektowany zgodnie ze wszystkim zasadami wciąż modnego
feng shui. Pierwastki jin i jang zostały idealnie rozłożone w siatce bagua i
zakomponowane w przestrzeni biurowej, dzięki czemu Kujawski mógł się cieszyć w
pracy niemal boskim spokojem. Z klientami spotykał się wprawdzie głównie poza
biurem, ale tu nabierał niezbędnej energii do efektywnego lobbowania.
Dziś
jednak jego gość odwiedził go tutaj, choć wcześniej się nie umawiał. Chociaż
lobbysta mógł się tego spodziewać, gdyż poranny pasjans wypadł bardzo
niepokojąco. Ale w pierwszej chwili przyjął, że to efekt nieodpowiedzialnej
grupy obywateli, która zaczęła zbierać podpisy pod projektem ustawy przeciwnej
umieszczaniu źródeł promieniowania zbyt blisko ludzkich siedzib. A tymczasem
wychodziło na to, że karty ostrzegały Kujawskiego przed niespodziewanym
najściem tego straszliwego potwora, o którym mądrzy ludzie mówili, że magia się
go w ogóle nie ima.
–
Dzień dobry, panie Przypadek – przywitał się drżącym głosem lobbysta, ale nie
odważył się przy tym podać mu bezpośrednio ręki, bojąc się, by w trakcie tego
króciutkiego kontaktu Jacek nie tchnął w niego jakiegoś złego ducha.
–
Miło mi. – Świdrujące oczy detektywa przeszyły lobbystę, a ten poczuł jakąś
przedziwną potrzebę mówienia prawdy, której nie doświadczył od dawna. –
Chciałem porozmawiać o ustawie o prywatyzacji polskich rzek.
–
Proszę pytać – powiedział niemal wbrew sobie Kujawski.
–
Podobno lobbował pan za nią?
–
To prawda – potwierdził Kujawski i resztką sił dorzucił: – Ale to nie chodziło
o prywatyzację jako taką. – Uświadomił sobie, że w szufladzie ma mały amulet,
który być może osłoniłby go przed kryptonem prawdomówności. Sięgnął więc do
niej i chwycił magiczny niebieski kamień z wyrytą na nim ochronną runą Algiz. –
Chodziło o uzyskanie pewnej swobody działań na terenie owych rzek w zamian za
bardzo wysokie dochody do budżetu państwa – przypomniał sobie formułkę, której
używał w rozmowach z odpowiednimi ludźmi, u których lobbował za ustawą, i
uznał, że to zbawienny wpływ amuletu.
–
Tak, wiem, wspominał mi o tym prezes Sowa – oświadczył beztrosko Jacek, a
lobbysta poczuł, że magiczny niebieski kamień to może być za mało. Bo skoro
Przypadek nie dość, że dostał się przed oblicze właściciela TV Ekstra, to
jeszcze uzyskał od niego taką wiadomość, to taki zwykły amulecik to na niego z
pewnością zbyt mało. Nie miał jednak nic więcej, dlatego jedyne, co mógł
zrobić, to przyłożyć niebieski kamień w okolice skroni, żeby zablokować
wnikanie w jego umysł. Nie na wiele się to chyba zdało, bo Przypadek
podpowiedział mu z uśmiechem:
–
Obok ma pan jeszcze pentagram.
–
Słucham?
–
Widzę, że pan się przede mną nieźle broni. Runa Algiz to świetna rzecz, ale ma
pan jeszcze na biurku pentagram runiczny w pamięci UPS – uśmiechnął się
przyjaźnie Jacek. – I chyba przy kluczykach do pańskiego niebieskiego audi
widzę jeszcze przyczepiony amulet ochronny thurisaz.
Kujawski
chwycił odruchowo pentagram i kluczyki do wozu, ale po chwili zrozumiał, że
detektyw poczęstował go nie radą, lecz kpiną. Widać jego moc jest tak wielka,
że pokona absolutnie każdy amulet. Ale trudno, lobbysta nie miał wyjścia,
musiał się bronić wszelkimi dostępnymi środkami.
–
A wracając do tej ustawy. Podobno redaktor Broda interesował się nią i chciał o
niej zrobić duży materiał.
–
To prawda. Zbyszek uważał, że ta ustawa zagraża dostępności rzek dla obywateli.
– Kujawski ścisnął mocno wszystkie amulety. – Ale to nieprawda. To nie o to
chodziło.
–
Czyli miał zamiar opublikować materiał dotyczący tej sprawy?
–
Tak. Starałem się go przekonać, że to bez sensu. Że nie powinien wierzyć temu
Kostrzewie, bo on ma manię prześladowczą i robi z igły widły.
–
Ale Broda nie dał się przekonać?
–
W zasadzie dał. Postawił jednak pewne warunki. Chciał pieniędzy. Dużo. Mówił,
że się musi podzielić pieniędzmi ze swoim kolegą, który za tym chodził.
–
Kostrzewą?
–
Tak.
–
Zna go pan?
–
Właściwie nie. Znajomi mówią, że to wariat. Gdzieś kiedyś ktoś mi go pokazał na
balu dziennikarzy. Ale nigdy z nim nie rozmawiałem.
–
Lobbował pan za ustawą, a on do pana nie dotarł?
–
Działam bardzo dyskretnie.
–
Aha. A kto zlecił panu lobbowanie za tą ustawą?
–
Ja… ja nie mogę… – Kujawski niemal zgniatał amulety, ale poczuł, że jest już
całkiem bez sił, a moc Jacka ścisnęła na odległość jego gardło. – Wiktor
Klempuch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz