środa, 19 października 2016

PAN PRZYPADEK I MEDIAKTORZY - WODAGATE ODCINEK 11

Bolek, od czasu najścia go przez Przypadka, odwiedzając regularnie swoją kryjówkę, za każdym razem okrążał ją pięciokrotnie. Wykonywał przy tym 625 starannie wymierzonych kroków i rozglądał się aż po horyzont w obawie, czy nie zobaczy czegoś niepokojącego. Dopiero wtedy spokojnie wchodził do środka i zapalał swój towar. Nie przewidział jednak, że niebezpieczeństwo będzie czaiło się wewnątrz, na dodatek ukryte gdzieś w rogu, i popuka go w ramię, gdy już będzie się zaciągał.
– Jak zdrówko, Boleczku? – zapytał Jacek.
– Yhm, khm, uhu… – Szołtysik zakrztusił się dymem. – Co ty tu znów robisz?
– Wciąż trenuję do maratonu.
– Wystartuj w nim wreszcie i nie strasz porządnych ludzi.
– Spokojnie, kiedyś na pewno wystartuję. Ale na razie przybiegłem pogadać ze starym znajomym – oświadczył Jacek, wykonując trochę rozgrzewających ćwiczeń, bo czekał na bywalca tej dziupli pół godziny.
– Nie jesteśmy żadnymi znajomymi. A ciebie tu nie ma. Ty mi się tylko wydajesz.
– Masz rację – przytaknął detektyw, a właściwie jego hologram. – Mnie tu nie ma.
– No to znikaj stąd, bo muszę zajarać w spokoju.
– Zniknę, jak tylko mi odpowiesz na kilka pytań.
– Nie mam zamiaru! Do niczego mnie nie zmusisz. I nie strasz mnie, że zawołasz kamerzystów. Tylko ja cię słyszę.
– Boleczku, pomyśl. Skoro ja ci się tylko wydaję, możesz ze mną bez obaw porozmawiać. Za to w nagrodę zniknę z twoich myśli.
– Nie wierzę ci.
– To zrób zakład Pascala i sprawdź. – Bolek szybko przeszukiwał zakamarki własnego niepospolitego umysłu w celu sprawdzenia, o co chodzi Jackowi, ale ponieważ nic tam nie znalazł, detektyw przyszedł mu w sukurs. – Pomyśl, że co ci szkodzi, nic nie ryzykujesz.
– Aha… No dobra, pytaj.
– Czy Zbyszek coś ci mówił o aferze z prywatyzacją rzek?
– No, coś tam bąkał, że mu Kostrzewa sprzedał temat i naciska na jego rozdmuchanie, ale on to chce rozegrać inaczej. Ale nie mówił jak. Tylko że się Kostrzewa wkurza, bo to straszny narwaniec jest.
– A może kłócili się o kasę? Może Broda tak chciał rozegrać sprawę? Mówiłeś, że miał jakiś pomysł na zdobycie pieniędzy.
– Ale nie mówił jaki. I wątpię, żeby się chciał podzielić z kumplem.
– Ja też. Podejrzewam, że Kostrzewa mógł Brodzie pomóc spaść z balkonu. Zdaje się, że Broda chciał zgarnąć całą pulę i nie dzielić się z kumplem. Kasą albo sławą i chwałą.
– Może tak – przytaknął Szołtysik. – Ale nie udowodnisz tego. Nawet nie możesz z nim porozmawiać.
– Tak sądzisz? – spytał Jacek. – Nie doceniasz mnie. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby dowieść prawdy i zmusić go do przyznania się do winy. Znasz mnie przecież.
– Czyli ty… rzeczywiście jesteś paranormalny – stwierdził Bolko i mocno się zaciągnął, ponieważ wiara w takie wyznanie wymagała, aby umysł jak najbardziej oderwał się od rzeczywistości.
– Jasne. Teraz na przykład rozmawiam z tobą telepatycznie, bo tak naprawdę siedzę w swoim gabinecie przed czarodziejską kulą. Była własnością Ossowieckego, a on był słynnym telepatą, u którego rad zasięgał podobno nawet marszałek Piłsudski.
– Eee… Szkoda, że to nieprawda – westchnął Szołtysik.
– Dlaczego szkoda?
– Dlatego, że mógłbym zainstalować kamery w sali Kostrzewy i to nagrać. Puścilibyśmy to w dwudziestym pierwszym odcinku w siedemset siedemdziesiątej siódmej minucie programu, licząc od początku. Lubię siódemki, przynoszą fart. I dalibyśmy tytuł „Rycerz Prawdy oskarża nieprzytomnych ludzi”.
– Dobry tytuł. Podoba mi się. – Jacek pokiwał głową z uznaniem, a Bolko przyjrzał mu się dokładnie.
– Ty mi się rzeczywiście wydajesz. Inaczej byś mnie nie pochwalił.
– Masz rację, wydaje ci się. Dlatego strasznie żałuję, że nie zrobisz tego programu.
– Moment, bo nie łapię. Albo mi się wydajesz, albo żałujesz programu. – Bolek dopalił jointa i czuł, że bez odrobiny pomocy z zewnątrz nie będzie w stanie rozwikłać tego problemu.
– Masz rację. A jednocześnie jej nie masz. Pamiętaj jednak o zakładzie Pascala.
– Po co? – zdziwił się Szołtysik, ale Jacek nie odpowiedział, tylko zaczął wpatrywać się w jakiś punkt za plecami Bolka.
– Kurczę, chyba Fifka tu idzie.

– Jak, gdzie?! – Przerażony Szołtysik wychylił się ze swojej norki w poszukiwaniu telewizyjnego partnera. Nikogo nie dostrzegł, dlatego odwrócił się z powrotem. Za jego plecami nie było już jednak Przypadka. – Jacek?! Gdzie ty jesteś? – Szołtysik rozejrzał się bezradnie. – Jak on zniknął? Aha… Pewnie ten Pascal podziałał. Muszę o gościu trochę poczytać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz