Bolek, od czasu
najścia go przez Przypadka, odwiedzając regularnie swoją kryjówkę, za każdym
razem okrążał ją pięciokrotnie. Wykonywał przy tym 625 starannie wymierzonych kroków
i rozglądał się aż po horyzont w obawie, czy nie zobaczy czegoś niepokojącego.
Dopiero wtedy spokojnie wchodził do środka i zapalał swój towar. Nie
przewidział jednak, że niebezpieczeństwo będzie czaiło się wewnątrz, na dodatek
ukryte gdzieś w rogu, i popuka go w ramię, gdy już będzie się zaciągał.
–
Jak zdrówko, Boleczku? – zapytał Jacek.
–
Yhm, khm, uhu… – Szołtysik zakrztusił się dymem. – Co ty tu znów robisz?
–
Wciąż trenuję do maratonu.
–
Wystartuj w nim wreszcie i nie strasz porządnych ludzi.
–
Spokojnie, kiedyś na pewno wystartuję. Ale na razie przybiegłem pogadać ze
starym znajomym – oświadczył Jacek, wykonując trochę rozgrzewających ćwiczeń,
bo czekał na bywalca tej dziupli pół godziny.
–
Nie jesteśmy żadnymi znajomymi. A ciebie tu nie ma. Ty mi się tylko wydajesz.
–
Masz rację – przytaknął detektyw, a właściwie jego hologram. – Mnie tu nie ma.
–
No to znikaj stąd, bo muszę zajarać w spokoju.
–
Zniknę, jak tylko mi odpowiesz na kilka pytań.
–
Nie mam zamiaru! Do niczego mnie nie zmusisz. I nie strasz mnie, że zawołasz
kamerzystów. Tylko ja cię słyszę.
–
Boleczku, pomyśl. Skoro ja ci się tylko wydaję, możesz ze mną bez obaw
porozmawiać. Za to w nagrodę zniknę z twoich myśli.
–
Nie wierzę ci.
–
To zrób zakład Pascala i sprawdź. – Bolek szybko przeszukiwał zakamarki
własnego niepospolitego umysłu w celu sprawdzenia, o co chodzi Jackowi, ale
ponieważ nic tam nie znalazł, detektyw przyszedł mu w sukurs. – Pomyśl, że co
ci szkodzi, nic nie ryzykujesz.
–
Aha… No dobra, pytaj.
–
Czy Zbyszek coś ci mówił o aferze z prywatyzacją rzek?
–
No, coś tam bąkał, że mu Kostrzewa sprzedał temat i naciska na jego
rozdmuchanie, ale on to chce rozegrać inaczej. Ale nie mówił jak. Tylko że się
Kostrzewa wkurza, bo to straszny narwaniec jest.
–
A może kłócili się o kasę? Może Broda tak chciał rozegrać sprawę? Mówiłeś, że
miał jakiś pomysł na zdobycie pieniędzy.
–
Ale nie mówił jaki. I wątpię, żeby się chciał podzielić z kumplem.
–
Ja też. Podejrzewam, że Kostrzewa mógł Brodzie pomóc spaść z balkonu. Zdaje
się, że Broda chciał zgarnąć całą pulę i nie dzielić się z kumplem. Kasą albo
sławą i chwałą.
–
Może tak – przytaknął Szołtysik. – Ale nie udowodnisz tego. Nawet nie możesz z
nim porozmawiać.
–
Tak sądzisz? – spytał Jacek. – Nie doceniasz mnie. Zrobię wszystko, co w mojej
mocy, żeby dowieść prawdy i zmusić go do przyznania się do winy. Znasz mnie
przecież.
–
Czyli ty… rzeczywiście jesteś paranormalny – stwierdził Bolko i mocno się
zaciągnął, ponieważ wiara w takie wyznanie wymagała, aby umysł jak najbardziej
oderwał się od rzeczywistości.
–
Jasne. Teraz na przykład rozmawiam z tobą telepatycznie, bo tak naprawdę siedzę
w swoim gabinecie przed czarodziejską kulą. Była własnością Ossowieckego, a on
był słynnym telepatą, u którego rad zasięgał podobno nawet marszałek Piłsudski.
–
Eee… Szkoda, że to nieprawda – westchnął Szołtysik.
–
Dlaczego szkoda?
–
Dlatego, że mógłbym zainstalować kamery w sali Kostrzewy i to nagrać.
Puścilibyśmy to w dwudziestym pierwszym odcinku w siedemset siedemdziesiątej
siódmej minucie programu, licząc od początku. Lubię siódemki, przynoszą fart. I
dalibyśmy tytuł „Rycerz Prawdy oskarża nieprzytomnych ludzi”.
–
Dobry tytuł. Podoba mi się. – Jacek pokiwał głową z uznaniem, a Bolko przyjrzał
mu się dokładnie.
–
Ty mi się rzeczywiście wydajesz. Inaczej byś mnie nie pochwalił.
–
Masz rację, wydaje ci się. Dlatego strasznie żałuję, że nie zrobisz tego
programu.
–
Moment, bo nie łapię. Albo mi się wydajesz, albo żałujesz programu. – Bolek
dopalił jointa i czuł, że bez odrobiny pomocy z zewnątrz nie będzie w stanie
rozwikłać tego problemu.
–
Masz rację. A jednocześnie jej nie masz. Pamiętaj jednak o zakładzie Pascala.
–
Po co? – zdziwił się Szołtysik, ale Jacek nie odpowiedział, tylko zaczął
wpatrywać się w jakiś punkt za plecami Bolka.
–
Kurczę, chyba Fifka tu idzie.
–
Jak, gdzie?! – Przerażony Szołtysik wychylił się ze swojej norki w poszukiwaniu
telewizyjnego partnera. Nikogo nie dostrzegł, dlatego odwrócił się z powrotem.
Za jego plecami nie było już jednak Przypadka. – Jacek?! Gdzie ty jesteś? –
Szołtysik rozejrzał się bezradnie. – Jak on zniknął? Aha… Pewnie ten Pascal
podziałał. Muszę o gościu trochę poczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz