Ktoś
mógłby uznać, że Jacek jest w gruncie rzeczy maminsynkiem. No bo jak nazwać
faceta, który w wieku trzydziestu dwóch lat stara się przynajmniej dwa razy w
tygodniu jadać obiady u swojej rodzicielki i od pewnego czasu spędza z nią
więcej czasu niż z jakąkolwiek inną kobietą, pani Irminy Bamber nie wyłączając?
Na szczęście, jak już wyznał dawno temu Autorowi książek o nim, ostatnią rzeczą
na świecie, którą by się martwił, jest to, co ktoś sobie o nim pomyśli. Dlatego
bez odrobiny skrępowania odwiedzał swoją mamę często, uważając to nawet za
swego rodzaju obowiązek w sytuacji, w jakiej się znalazła.
I nie chodziło tu tylko
o rozwód, lecz także o fakt, że jeszcze przed świętami, w ramach prezentu pod
choinkę, wydawcy gremialnie odrzucili najnowsze dzieło pani Felicji Przypadek,
którym był kryminał retro. Jacek poczuwał się do winy, bo wcześniej wymigał się
od lektury maszynopisu. Matka nie miała mu tego wprawdzie za złe, lecz nie
skorzystała z jego rady i nie dała do przeczytania swojej książki innym
znajomym, tylko postanowiła ją od razu przesłać wydawcom. Stwierdziła, że i tak
nie jest w stanie napisać tego lepiej, dlatego powinna spróbować wskoczyć na
wysokiego konia. Boleśnie się przy tym potłukła, a Jacek przekonywał się o tym
za każdym razem.
– Nie powinnam sobie
robić zbyt dużych nadziei – zaczęła narzekać zaraz po tym, jak nalała Jackowi
talerz pysznej zupy ogórkowej. – Ale wiesz, to wszystko przez to, że po
rozwodzie z Fryderykiem poczułam się nagle taka jakaś odblokowana i wydawało mi
się, że naprawdę znakomicie mi się pisze. Myślałam, że ta moja niemoc twórcza
to przez to nieszczęśliwe małżeństwo…
– Tak było, mamo.
– Dzięki, synku, ale
nie pocieszaj mnie. Gdyby ta książka była chociaż średnia, ale oni nie
widzieliby jej w swoich planach wydawniczych, po prostu by mi podziękowali
jakimś zdawkowym listem. Gdyby była tylko słaba, zwyczajnie by mi nie
odpowiadali, bo nie mają takiego obowiązku. A oni wysmażyli takie epistoły, że
to rzecz niewiarygodnie naiwna, niespójna, wręcz beznadziejna, i poradzili, żebym
sobie dała spokój z tym niełatwym gatunkiem. I że w kryminale retro ważne jest
trzymanie się pewnych realiów…
– No bo rzeczywiście ta
twoja teoria z prapradziadkiem Jackiem i Agathą Christie jest odważna. Trudno,
by ktoś uwierzył, że to on był pierwowzorem Herkulesa Poirota – zauważył
dyplomatycznie detektyw.
– Mam dowody, choćby
ten twój melonik w spadku po pradziadku, jego nawet nazywali Pan Melonik, bo go
właściwie nie zdejmował. Poza tym to jej słynne zdanie: „Przypadek jest
najlepszym detektywem”… – Urwała i spojrzała zdziwiona na syna. – A ty skąd
wiesz o tej teorii? Przecież nie czytałeś mojej książki.
– Skończyłem ją dziś o
drugiej w nocy.
– Ale jak? Nawet jej
ode mnie nie wziąłeś.
– W trakcie ostatniej
wizyty pozwoliłem sobie pożyczyć jeden z maszynopisów. Nie gniewaj się, mamo,
ale wolałem ci o tym nie mówić, ponieważ nie chciałem ci sprawić przykrości
swoją opinią.
– Ale wydało się. I co,
rzeczywiście jest taka zła?
– Jest rewelacyjna. –
Jacek podał matce talerz z wyraźną prośbą w oczach o dokładkę.
– Żartujesz? – Pani
Felicja stała na razie nieporuszona z talerzem w ręku.
– Absolutnie nie.
Inaczej wystrzegałbym się przyznania, że znam treść. Uważam jednak, że to
znakomita rzecz, dlatego mogę ci o tym powiedzieć.
– Pocieszasz mnie? Na
pewno mnie pocieszasz. Wprawdzie sądzę, że ci wydawcy ocenili mnie chyba trochę
zbyt surowo, lecz gdyby ta książka była rewelacyjna, toby jej tak nie zjechali
w swoich wewnętrznych recenzjach.
– Nie pytaj mnie, nie
jestem znawcą rynku wydawniczego. Czasem sam się zastanawiam, dlaczego coś
zostało wydane i ma tak świetne recenzje, choć czytać się tego nie da. Skoro jednak mi nie
wierzysz, zrób tak, jak ci wcześniej radziłem. Wybierz kilka osób, którym ufasz
i o których wiesz, że nie będą cię głaskać, i daj im to do przeczytania. Wtedy
przekonasz się sama. Ale wcześniej, proszę cię, nalej mi kolejny talerz tej
nieziemsko dobrej ogórkowej. I uwierz, że chwalę tę zupę nie tylko dlatego,
żeby sprawić ci przyjemność.
– W to akurat wierzę.
Zawsze wierzyłam, że jestem mistrzynią w gotowaniu zup dla mojego syna –
powiedziała pani Felicja, uśmiechając się gorzko.
– Zobaczysz, za rok czy
dwa będą o tobie mówili królowa kryminału retro.
– Ale ja nie znam
więcej historii o prapradziadku Jacku.
– Pogrzebiesz w
papierach, coś wyszperasz. Zresztą tu też dorzuciłaś sporo od siebie, żeby
ubarwić tę historię.
– Tylko jak ja zostanę tą
królową, jeśli nikt nie będzie chciał mnie wydać? – zapytała pani Felicja,
stawiając przed Jackiem kolejny talerz zupy ogórkowej.
– Przecież jeszcze
kilku mniejszych wydawców ci nie odpowiedziało.
– Dwóch, może trzech…
Ale to nieduże oficyny.
– Od czegoś trzeba
zacząć. Może powinnaś poszukać jakichś innych? A na początek mówię ci, daj to
do przeczytania kilku osobom, wrócą ci wiarę w siebie. Tylko nie ojcu, bo on w
tej chwili uznałby to na pewno za genialne.
– To fakt. Cały czas
szuka pretekstu do kontaktu ze mną. – Pani Felicja powiedziała to bez pretensji,
a nawet z nutą pewnej satysfakcji. – Ostatnio też wymyślił sobie, że po coś tu
wpadnie, ale powiedziałam mu, że każdą rzecz sama mu odniosę do kancelarii…
Naprawdę myślisz, że ktoś pokusi się o wydanie tej książki?
– Jeśli tak się nie
stanie, przyjmę za darmo sprawę od jakiegoś wydawcy, po to tylko, żeby cię
wydał.
– Nie wiadomo, czy
któryś będzie potrzebował detektywa. Zresztą nie chcę w ten sposób ich zmuszać…
– Ja to zrobię dla ich
dobra, żeby nie przegapili takiego bestsellera.
– Jesteś kochany, synku
– uśmiechnęła się pani Felicja. – Nikt tak jak ty nie potrafi mi poprawić
humoru. Zatem teraz muszę tylko błagać niebiosa o to, żeby jakiś wydawca miał
sprawę dla ciebie.
– W razie czego sam
kogoś zabiję albo okradnę – stwierdził beztrosko Jacek, ale jego żart nie
spodobał się pani Felicji.
– Nawet tak nie
dowcipkuj, synku.
– Nie żartuję, mamo.
Dla ciebie zrobię wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz