czwartek, 26 października 2017

PAN PRZYPADEK I KOBIETONY - ODCINEK 19

Pan Jędrzej Sakowicz wracał dziś do domu nadzwyczaj zadowolony. Nawet coś czasem mruczał melodyjnie pod nosem, co było o tyle niezwykłe, że jako dżentelmen w typie angielskim nadzwyczaj rzadko okazywał swoje uczucia. Tego dnia jednak nie potrafił się powstrzymać, bo i powód do świętowania wydawał się wyjątkowo dobry. Dlatego też w kwiaciarni na rogu obok willi, w której mieszkał, kupił piękny bukiet kwiatów. Wręczył go swojej żonie od razu po wejściu do domu i nucąc pod nosem bliżej niezidentyfikowaną arię operową, ruszył do pokoju, gdzie miał zamiar oddać się lekturze. Ledwie jednak zasiadł w fotelu i wziął do ręki książkę, napotkał pytający wzrok małżonki.
– Wszystko w porządku? – upewniała się pani Sakowicz.
– Ależ naturalnie, kochanie. – Pan Jędrzej uśmiechnął się zadowolony.
– Gdyby coś nie było jednak w porządku i chciałbyś o tym porozmawiać…
– Dobrze, kochanie, ale nie będzie takiej potrzeby. Wszystko jest w absolutnym porządku. Chciałem tylko chwilę poczytać.
– Gdyby jednak nie było w porządku… – upierała się mecenasowa.
– Zapewniam cię, że jest w porządku – powiedział z naciskiem pan Jędrzej, lekko już poirytowany dociekliwością żony.
– Rozumiem. Pamiętaj jednak…
– Tak, będę pamiętał. – Jędrzej Sakowicz wbił wzrok w kartki książki z nadzieją, że to definitywnie zakończy rozmowę.
Ten nie do końca grzeczny gest, z pewnością nielicujący ze zwykłym zachowaniem dżentelmena w typie angielskim, przyniósł efekt, tyle że krótkotrwały. Pan Jędrzej zdążył przeczytać ledwie jedną stronę, gdy w pokoju z powrotem pojawiła się jego żona.
– Masz mi natychmiast wszystko opowiedzieć! – zażądała pani Sakowicz.
– Ale o czym, duszko?
– Dobrze wiesz, o czym. – Żona spojrzała groźnie na pana Jędrzeja.
– No dobrze, skoro ci tak zależy… Chciałem ci tego oszczędzić, jeśli jednak sobie życzysz…
– Życzę sobie!
– Młokos poległ całkowicie. – Pan Jędrzej odłożył książkę na stoliczek. – Próbowała go ratować ta jego wspólniczka, ale cóż ona mogła? To pierwsze pokolenie adwokackie, nie ma we krwi sali sądowej. Co innego Błażej… Przyznam ci się, że nieco mnie rozczarował. Próbował stroić minki jak nowicjusz, ale w merytorycznej rozmowie oczywiście ze mną przegrywał na całej linii. Powiem szczerze, że zrobiło mi się go nieco żal i pod koniec lekko mu odpuszczałem, chociaż to nieprofesjonalne. Lecz wybacz, sama rozumiesz, że nie mogę przegrać tej sprawy, więc będę go musiał pogrążyć i ośmieszyć na kolejnych rozprawach. Gdybyś chciała go przed tym uchronić, musiałabyś do niego zadzwonić i zaproponować mu kapitulację. Oczywiście, postaram się o honorowe warunki ze względu na nasze pokrewieństwo, jednak zbyt wiele obiecać nie mogę…
– Błażej już do mnie dzwonił po rozprawie.
– Ach, więc zrozumiał swoją klęskę i prosił cię o wstawiennictwo. – Mecenas uśmiechnął się pobłażliwie. – Jakiż on jest do mnie niepodobny, ja walczyłbym o zwycięstwo aż do końca. Nie poddawałbym się, próbowałbym różnych forteli, przynajmniej na jakiś czas odwlekając chwilę klęski. Gdzieś musiałem popełnić błąd przy jego wychowaniu. Tylko w którym momencie? I czy da się go naprawić? Szczerze mówiąc, wątpię, choć…
– Błażej powiedział, że kompletnie poległeś i nie miałeś z nim żadnych szans. – Helena Sakowicz weszła w słowo mężowi. – Dlatego postanowił uprzedzić mnie, że wrócisz dziś w złym humorze.
– Co proszę?! – Pan Jędrzej patrzył na żonę z niedowierzaniem. – Żartujesz?!
– Nic a nic. Powiedział jeszcze, że jeśli chcesz, to może ci zaproponować honorowe warunki kapitulacji.
– On chyba kpi. – Sakowicz podniósł się z fotela i wzburzony zaczął krążyć po pokoju.
– Mówił zupełnie serio.

– Zatem musiało mu się pomieszać w głowie. To pewnie przez tę klęskę, jaką poniósł na sali. Tak, na pewno zwariował. Nie ma innego wytłumaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz