Pan
Jędrzej Sakowicz wracał dziś do domu nadzwyczaj zadowolony. Nawet coś czasem
mruczał melodyjnie pod nosem, co było o tyle niezwykłe, że jako dżentelmen w
typie angielskim nadzwyczaj rzadko okazywał swoje uczucia. Tego dnia jednak nie
potrafił się powstrzymać, bo i powód do świętowania wydawał się wyjątkowo dobry.
Dlatego też w kwiaciarni na rogu obok willi, w której mieszkał, kupił piękny
bukiet kwiatów. Wręczył go swojej żonie od razu po wejściu do domu i nucąc pod
nosem bliżej niezidentyfikowaną arię operową, ruszył do pokoju, gdzie miał
zamiar oddać się lekturze. Ledwie jednak zasiadł w fotelu i wziął do ręki
książkę, napotkał pytający wzrok małżonki.
– Wszystko w porządku?
– upewniała się pani Sakowicz.
– Ależ naturalnie,
kochanie. – Pan Jędrzej uśmiechnął się zadowolony.
– Gdyby coś nie było jednak
w porządku i chciałbyś o tym porozmawiać…
– Dobrze, kochanie, ale
nie będzie takiej potrzeby. Wszystko jest w absolutnym porządku. Chciałem tylko
chwilę poczytać.
– Gdyby jednak nie było
w porządku… – upierała się mecenasowa.
– Zapewniam cię, że
jest w porządku – powiedział z naciskiem pan Jędrzej, lekko już poirytowany
dociekliwością żony.
– Rozumiem. Pamiętaj
jednak…
– Tak, będę pamiętał. –
Jędrzej Sakowicz wbił wzrok w kartki książki z nadzieją, że to definitywnie
zakończy rozmowę.
Ten nie do końca
grzeczny gest, z pewnością nielicujący ze zwykłym zachowaniem dżentelmena w
typie angielskim, przyniósł efekt, tyle że krótkotrwały. Pan Jędrzej zdążył
przeczytać ledwie jedną stronę, gdy w pokoju z powrotem pojawiła się jego żona.
– Masz mi natychmiast
wszystko opowiedzieć! – zażądała pani Sakowicz.
– Ale o czym, duszko?
– Dobrze wiesz, o czym.
– Żona spojrzała groźnie na pana Jędrzeja.
– No dobrze, skoro ci
tak zależy… Chciałem ci tego oszczędzić, jeśli jednak sobie życzysz…
– Życzę sobie!
– Młokos poległ
całkowicie. – Pan Jędrzej odłożył książkę na stoliczek. – Próbowała go ratować
ta jego wspólniczka, ale cóż ona mogła? To pierwsze pokolenie adwokackie, nie
ma we krwi sali sądowej. Co innego Błażej… Przyznam ci się, że nieco mnie
rozczarował. Próbował stroić minki jak nowicjusz, ale w merytorycznej rozmowie
oczywiście ze mną przegrywał na całej linii. Powiem szczerze, że zrobiło mi się
go nieco żal i pod koniec lekko mu odpuszczałem, chociaż to nieprofesjonalne.
Lecz wybacz, sama rozumiesz, że nie mogę przegrać tej sprawy, więc będę go
musiał pogrążyć i ośmieszyć na kolejnych rozprawach. Gdybyś chciała go przed
tym uchronić, musiałabyś do niego zadzwonić i zaproponować mu kapitulację. Oczywiście,
postaram się o honorowe warunki ze względu na nasze pokrewieństwo, jednak zbyt
wiele obiecać nie mogę…
– Błażej już do mnie
dzwonił po rozprawie.
– Ach, więc zrozumiał
swoją klęskę i prosił cię o wstawiennictwo. – Mecenas uśmiechnął się
pobłażliwie. – Jakiż on jest do mnie niepodobny, ja walczyłbym o zwycięstwo aż
do końca. Nie poddawałbym się, próbowałbym różnych forteli, przynajmniej na
jakiś czas odwlekając chwilę klęski. Gdzieś musiałem popełnić błąd przy jego
wychowaniu. Tylko w którym momencie? I czy da się go naprawić? Szczerze mówiąc,
wątpię, choć…
– Błażej powiedział, że
kompletnie poległeś i nie miałeś z nim żadnych szans. – Helena Sakowicz weszła
w słowo mężowi. – Dlatego postanowił uprzedzić mnie, że wrócisz dziś w złym
humorze.
– Co proszę?! – Pan
Jędrzej patrzył na żonę z niedowierzaniem. – Żartujesz?!
– Nic a nic. Powiedział
jeszcze, że jeśli chcesz, to może ci zaproponować honorowe warunki kapitulacji.
– On chyba kpi. – Sakowicz
podniósł się z fotela i wzburzony zaczął krążyć po pokoju.
– Mówił zupełnie serio.
– Zatem musiało mu się
pomieszać w głowie. To pewnie przez tę klęskę, jaką poniósł na sali. Tak, na
pewno zwariował. Nie ma innego wytłumaczenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz