Bogdańska
słyszała już o nim nieraz. W kręgach, w których się obracała, od lat był
przedmiotem nieustannej nienawiści. Zarozumiały, podstępny, wredny, a co gorsza
z uporem maniaka dążący do odkrycia prawdy, jakby ta prawda była komuś
rzeczywiście potrzebna. Najwięcej pomyj na jego głowę wylała jej nieżyjąca już
szefowa. Indża, gdy tylko słyszała o kolejnej sprawie rozwiązanej przez
Przypadka oraz cierpieniach osób znanych, lubianych i powszechnie uznanych za
autorytety, krzywiła się niemiłosiernie i przeklinała to „maczystowsko-patriarchalne
monstrum”. Dlatego Ola, widząc teraz przed sobą sympatycznie uśmiechającego się
mężczyznę w stroju do biegania, nie dała się zwieść jego wyglądowi.
– Nie będę o niczym z
panem rozmawiać. Czy to jasne?!
– W porządku – zgodził
się Jacek. – Zatem porozmawiajmy o niczym.
– Czyli o czym? –
zapytała zdezorientowana.
– Na przykład o pani
przyszłości. Zdecydowała się już pani, co chce robić?
– Robię to, co kocham.
I nadal mam zamiar!
– Czyli ma już pani
załatwioną jakąś inną pracę? Bo chyba sama pani rozumie, że FuRiA to już nie
jest miejsce dla pani?
– FuRiA zawsze była,
jest i będzie moim domem! – wrzasnęła Bogdańska, zwracając powszechną uwagę
osób na ulicy.
– Już nie bardzo.
Rozmawiałem ostatnio z dwiema najpoważniejszymi kandydatkami na nową panią
prezes i obie chcą się pani pozbyć. Nie wiem, czy dobrowolnie, czy dopiero po
doniesieniu do prokuratury. Podejrzewają, że przywłaszczyła sobie pani trochę
pieniędzy…
– To bzdura! To
niemożliwe! One dobrze wiedzą, że ja bym sama nie mogła, musiałam robić to, co
kazała mi Indża! – krzyczała Bogdańska. – To pewnie ten wariat Barszczyk pana
nasłał. Pan wie, że on przyszedł do fundacji i przeszukiwał mój pokój, jakby
szukał dowodów? A gdy go nakryłam, to dał mi tydzień na przyznanie się do winy,
bo inaczej sam udowodni, że to ja zabiłam Indżę? Jakby był w stanie coś takiego
zrobić. Wie pan, że Indża najbardziej narzekała u niego na logikę. Nieraz się
śmiała, że powinien się zająć pisaniem gejowskich romansów, ponieważ w tym, co
wymyślał, nic nie trzymało się kupy. Raz bohater był niski, potem nagle
okazywał się wysoki, w dodatku z blond włosami, chociaż w pierwszych zdaniach
książki przedstawiał go jako ognistego bruneta! I ktoś taki uważa, że
wydedukował, iż to ja zabiłam Indżę! Ja!
Krzyczała tak głośno,
że pół ulicy niemal słyszało jej przyznanie się do winy, a przysłuchujący się
temu podkomisarz Łoś żałował, że nie ma przy sobie odpowiedniego sprzętu do
nagrywania. Taka gratka mogła się już nie powtórzyć. Przecież ta Bogdańska jest
właściwie nikim, mógłby ją bezkarnie zamknąć i nikt nie zadzwoniłby, żeby jej
bronić!
– On się uparł, że
osobiście musi komuś udowodnić winę, a ja jestem najłatwiejszym celem. Poza tym
mnie nie cierpi i dlatego oskarża o zabicie Indży…
– A pani ją zabiła? –
zapytał z głupia frant Jacek.
– Pewnie już sporo pan
o mnie wie. Proszę pomyśleć logicznie. Wszyscy mówią, że to Barszczyk jest
najbardziej poszkodowany, gdy zabrakło Indży, tak? A ja? On ma chociaż te
wszystkie swoje ciotki, które się w razie czego za nim wstawią. A ja miałam
tylko ją. Ona mi we wszystkim pomagała, dała świetną pracę, załatwiła lokal
komunalny, w którym mieszkam z synem za grosze. Była dla mnie jak matka, zawsze
mogłam na nią liczyć. I ja bym ją miała zabijać? Tak, mam nadzieję, że mimo jej
śmierci nadal będę mogła pracować w fundacji, chociaż jestem pewna, że stanę
się bardziej popychadłem, bo wiceprezeski będą mnie uważały za człowieka Indży,
który nic nie potrafi. A ja jestem lepsza od nich wszystkich i to ja powinnam
zarządzać tą fundacją, bo znam ją najlepiej.
– Ambitna z pani
dziewczyna. – Jacek się uśmiechnął, a Bogdańska, widząc jego ironiczno-dobrotliwo-pobłażliwy
wyraz twarzy, nie miała wątpliwości, że z niej kpi. Dlatego Przypadek musiał
zrobić unik, żeby nie zostać trafiony w głowę jej torebką.
– Żeby pan wiedział! Bo
co, bo jak nie mam studiów, to te socjolożki i filozofki są ode mnie lepsze?!
– Chętnie bym się
dowiedział, dlaczego podejrzewa pani Edytę Staniec. Bo w samą intuicję, jak
twierdziła pani w rozmowie z panią Bieńkowską, nie uwierzę.
– Nigdy nikogo nie
oskarżałam o morderstwo. Proszę mi dać spokój! A Barszczykowi niech pan powie,
że jak go dorwę, to mu nogi powyrywam z tej jego tłustej dupy! – Po chwili stukot
jej niewysokich obcasów było już słychać na podwórku kamienicy.
Jacek nie miał zamiaru
za nią gonić. Wprawdzie był ubrany w dres, ale w ogóle nie miał zamiaru biec.
Ruszył niemal spacerowym krokiem i zatrzymał się przy aucie zaparkowanym
naprzeciwko Studia Modelingu Paznokci Andżeliki Paneczko. W aucie, mimo
niewysokich temperatur, okno było uchylone, choć trudno było w nim dostrzec
kogokolwiek. To jednak nie przeszkadzało Jackowi, żeby zacząć rozmowę.
– I co pan o niej
sądzi, panie podkomisarzu? Chyba rzeczywiście nadaje się na prezeskę. Wtedy na
czele fundacji FuRiA stałaby prawdziwa FURIA. Tylko motyw ma w sumie słaby.
Śmierć Indży nie uchroniłaby jej przed odpowiedzialnością za defraudację,
prawda? – zapytał Jacek, a brak odpowiedzi nie przeszkadzał mu w kontynuowaniu
wywodu. – Następczyni Indży wykryłaby manko. Chyba że Bogdańska myślała, że
sama zasiądzie na jej miejscu. Tak, jest ambitna, ale jest też realistką. Zdaje
sobie sprawę, że na razie jest na to za słaba, może kiedyś, w przyszłości. To jaki
mógłby być motyw, panie podkomisarzu? Dlaczego najczęściej ludzie zabijają?
– Z miłości – wyrwało
się nagle z samochodu, choć nie pokazała się tam żadna postać.
– Ma pan rację, panie
aspirancie. – Jacek pokiwał głową z uznaniem. – Indża była dla niej wszystkim.
Spokojnie mogła się w niej zakochać i cierpieć, widząc tych wszystkich mężczyzn
przewijających się przez łóżko jej idolki. Niech pan się nie unosi ze
zdziwienia, panie podkomisarzu. I niech pan się lepiej przyjrzy tej
Bogdańskiej. Trochę się boję, że może uciec. Jeśli jest winna, to może czuć, że
grunt jej się pali pod nogami. Pewnie straci pracę, a do tego oskarża ją znany
literat. Kto wie, może będzie chciała go nawet zabić. I niech pan da spokój
manikiurzystce. Absolutnie jej nie podejrzewam. To będę leciał. – Przypadek
zrobił kilka kroków, ale nagle się zatrzymał. – Aha, byłbym zapomniał. Bardzo
się cieszę, że pan podkomisarz wrócił. Świetnie mi się z panem współpracowało.
Tym razem, nic już
więcej nie mówiąc, Jacek pobiegł w swoją stronę. Samochód zaparkowany
naprzeciwko Studia Modelingu Paznokci wydawał się rzeczywiście nie mieć
pasażerów jeszcze przez pewien czas. Dopiero po jakichś pięciu minutach znad
krawędzi drzwi ostrożnie wyjrzały oczy starszego aspiranta Smańki.
– Nie widać go, panie
podkomisarzu.
– Musieliście wyskoczyć
z tą miłością, Smańko? – narzekał Łoś, gramoląc się na fotel.
– Przecież i tak by nas
zobaczył. Wystarczyłoby, żeby zajrzał przez szybę. Chyba nas wcześniej widział.
– No pewnie, że tak!
Zamiast zaparkować gdzieś dalej, musieliście się zatrzymać dokładnie przed
samym wejściem.
– Pan podkomisarz
kazał.
– Mówiłem tylko,
żebyście dobrze zaparkowali. I bez dyskusji! Idziemy przesłuchać tę
manikiurzystkę.
– Ale przecież
Przypadek… – próbował protestować starszy aspirant, lecz niemal od razu zamilkł,
widząc potępiający wzrok przełożonego. – No tak, rozumiem, że chciał nas
zmylić.
– Otóż to – powiedział
Łoś, otwierając auto. – Nawet podwójnie, Smańko. On myśli, że ja teraz pójdę
przesłuchać manikiurzystkę…
– Przecież właśnie idziemy
to zrobić. – Starszy aspirant wyglądał na kompletnie zdezorientowanego.
– Idziemy, żeby go
zmylić. Po waszej minie widzę, że nic nie rozumiecie, ale wcale mnie to nie
dziwi. W trakcie urlopu dokładnie przeanalizowałem jego metody i zrozumiałem,
że on się opiera głównie na prowokacji. Jeśli pójdę do manikiurzystki i ją
przesłucham, Przypadek pomyśli, że uległem jego prowokacji i ją podejrzewam.
– Przecież pan ją
podejrzewał. – Starszemu aspirantowi zakręciło się w głowie od wywodu
zwierzchnika.
– Już nie. Ale ją
przesłucham, żeby go zmylić. A potem przyjrzymy się tej Bogdańskiej.
– Czyli tak jak chciał
Przypadek?
– Nie, Smańko, naprawdę
nie rozumiecie, że on tego nie chciał? Jego celem było, żebyśmy się zajęli tą
manikiurzystką! Rozumiecie?!
Starszy aspirant kiwnął
tylko twierdząco głową, gdyż uznał, że jakakolwiek dyskusja z podkomisarzem nie
prowadzi do niczego. Jak już bowiem wcześniej stwierdził, jego przełożony bez
cienia wątpliwości zwariował i jedyne, co można w takich wypadkach zrobić, to
potakiwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz