Jacek
nie był do końca pewien, czego się może spodziewać po spotkaniu z Katarzyną
Bieńkowską. Wiedział, że feministki gremialnie za nim nie przepadają z
najrozmaitszych powodów, lecz ta była przecież znajomą Marzeny. Skoro jeszcze
udało się bez problemu umówić z nią na rozmowę w parku, można było założyć, że detektyw
nie spotka się z dezaprobatą. Takiego powitania nie mógł się jednak spodziewać
nawet przy swej powszechnie znanej przenikliwości.
– O Boże, to pan?! To
naprawdę pan?! – Bieńkowska dotknęła jego twarzy jak niewidomy chcący się
upewnić, z kim rozmawia. To zdumiało detektywa dodatkowo, gdyż wprawdzie kobieta
nosiła okulary w czerwono-czarnych oprawkach, lecz nie mogła mieć aż tak
poważnych problemów ze wzrokiem.
– Zakładam, że to
rzeczywiście ja – stwierdził Przypadek, który właśnie wykonywał trochę ćwiczeń
rozciągających po biegu czy może raczej starał się utrzymać temperaturę ciała
na mrozie, który przycisnął tego dnia trochę mocniej.
Bieńkowska rozejrzała
się uważnie po parku, czy nikt ich nie obserwuje, a następnie nachyliła się do
ucha Przypadka.
– Jestem pana gorącą
fanką – powiedziała dramatycznym szeptem, jakby właśnie oświadczała, że jest
poszukiwanym przestępcą. – Oczywiście nie mogę się z tym ujawniać, ale śledzę pańskie
poczynania od samego początku.
– Bardzo się cieszę…
– Gdy Marzena
powiedziała, że pan się zajmuje zabójstwem Indży, to od razu się bardzo
ucieszyłam. Oczywiście nieoficjalnie, bo oficjalnie sam pan rozumie. Ale teraz
jestem pewna, że morderca się nie wymknie. Proszę pytać, jestem do pańskiej dyspozycji!
– Tak szeroko rozłożyła ramiona, że ktoś niezorientowany mógłby się zastanawiać,
o jakim rodzaju dyspozycyjności mówiła. Jacek nie miał jednak wątpliwości, więc
tylko zapytał:
– Pamięta pani moment,
gdy znalazłyście ciało Indży?
– Tego się nie da
zapomnieć. – Westchnęła ciężko i lewą ręką zdjęła z nosa okulary, jakby uznała,
że już dość się napatrzyła na swojego idola. Wyszło jej to nie całkiem zręcznie,
tak jakby ręka nie do końca była pewna swoich ruchów. Dlatego okulary upadły
pod nogi Przypadka, który podniósł je i podał właścicielce. – Dziękuję… Tego
dnia byłyśmy z Edką Staniec na lanczu w takiej wietnamskiej knajpce na parterze
kamienicy. Indża nawet chciała pójść z nami, ale musiała jeszcze trochę
poprawić najnowszą powieść Barszczyka, bo była z nim potem umówiona. Gdy płaciłyśmy
rachunek, Edka zauważyła, że pani Aldona wraca z lanczu z Olką Bogdańską. My
wróciłyśmy do fundacji góra dwie minuty później. Nasza siedziba znajduje się na
trzecim piętrze, a byłyśmy na drugim, gdy usłyszałyśmy krzyk Olki. Kiedy wpadłyśmy
do gabinetu Indży, krzyczała już także pani Aldona. Olka próbowała wyciągnąć
pilnik z szyi Indży, ale krew ją opryskała, potem pociągnęła Edka, chyba ja też
i pani Aldona. Przyznam szczerze, że nie pamiętam nawet dokładnie, której z nas
się to udało. A później wszedł do środka Barszczyk. Jak zobaczył nas z
pilnikiem i ochlapane krwią, to w pierwszej chwili zaczął krzyczeć, że ją
zabiłyśmy i że on Indżę pomści. Chciał nam nawet wyrwać ten pilnik, ale ledwo
go dotknął i zemdlał. Przez kwadrans nie mogłyśmy go docucić.
– Z tego, co wiem, pan
Barszczyk powtarzał to oskarżenie w pewien sposób również w trakcie swojego
przemówienia na pogrzebie Indży.
– To prawda. Ale
patrzył tylko na Olkę Bogdańską. Nawet się z Edką zdziwiłyśmy, bo ona jest tak
samo poszkodowana w wyniku śmierci Indży. A może nawet bardziej.
– A kogoś pani
podejrzewa?
– Absolutnie nie. Ja z
natury w ogóle nie jestem podejrzliwa – stwierdziła zdecydowanie pani Kasia,
ale po chwili jakby się nieco zawahała. – Chociaż...
– Tak?
– W zasadzie to nie ja
podejrzewam. Ale przyszła do mnie ostatnio Ola Bogdańska… Uważa, że to Edka…
znaczy pani Staniec popełniła tę zbrodnię. Zdziwiło mnie to, bo ani jej o to nie
pytałam, ani nawet o tym nie rozmawialiśmy. A ona mi to tak po prostu
powiedziała. Jeszcze nie wiedziałam, że pan się będzie zajmował tą sprawą, więc
poradziłam jej, żeby poszła na policję. Ale ona odparła, że nie ma dowodów, jedynie
przeczucie.
– To po co to pani
mówiła?
– Nie mam pojęcia. – Bieńkowska
bezradnie rozłożyła ręce, dzięki czemu detektyw mógł ponownie zauważyć, że kobieta
ma problemy z wyprostowaniem lewej ręki, w której wciąż trzymała okulary.
– Ma pani pojęcie i
nawet chce się ze mną podzielić swoimi podejrzeniami.
Bieńkowska ponownie
założyła okulary i spojrzała na detektywa z uwielbieniem, a Jacek odniósł nawet
wrażenie, że miała ochotę jak fanka rzucić się na niego i go uściskać. Zamiast
tego pokiwała głową z uznaniem i powiedziała:
– Pan jest jednak niezwykle
domyślny. Tak się cieszę, że pana poznałam! Uwielbiam inteligentnych mężczyzn.
– Uśmiechnęła się słodko, a Jacek przez chwilę się zastanawiał, czy kobieta tylko
zwyczajnie go kokietuje, czy też chce udać kogoś głupszego. – Myślę, że ona się
boi, że wyleci z fundacji, gdy Edka zostanie prezeską.
– A pani by ją
zostawiła w pracy?
– Szczerze mówiąc, to
miałabym wątpliwości. Niby wszystko robi sumiennie, jest od lat zaangażowana w
działanie fundacji… Ale jakoś tak jej źle z oczu patrzy. Absolutnie o nic jej
nie oskarżam, tylko że ona jest taka więcej zaciekła. Jak się na coś uprze, to trudno
ją przekonać, że powinno być inaczej. A za czasów Indży przyzwyczaiła się, że
jest ważna prawie tak samo jak szefowa, a na pewno ważniejsza ode mnie i Edki.
Musiałaby zrozumieć, że już nie ma taryfy ulgowej.
– To Indża dawała jej
ulgową taryfę?
– Trochę tak.
– Dlaczego?
– Z poczucia winy. Wie
pan, to głupia sprawa, ale Olka przyszła do fundacji dzień po osiemnastych
urodzinach. Pełna zapału, chciała od razu dostać etat. Chociaż nawet nie była
wcześniej wolontariuszką. Ale zwiała z domu, ona z Pisza jest, nie miała co ze
sobą zrobić. Indża powiedziała jej, że u nas najpierw się trzeba wykazać. No i
tak trochę dla żartu rzuciła, że ma znajomą parę gejów, którzy szukają
surogatki do urodzenia dziecka. Dobrze płacą, więc Olka by sobie zarobiła,
wykazała się i dostała etat. Myślała, że małolata spanikuje. Ale ona od razu
poszła do tych gejów, a teraz jej Bartuś ma sześć lat.
– Jej? Nie oddała go
tym gejom?
– Oni się rozmyślili, gdy
była w ósmym miesiącu ciąży. Nie mogli się porozumieć, w jakim chcą żyć klimacie,
bo jeden wolał ciepło, a drugi chłód. Teraz podobno jeden mieszka w Indonezji,
a drugi w Szwecji. Ale nie ma z nimi kontaktu. Indży było głupio, że dziewczynę
tak trochę w maliny wpuściła, więc ją zatrudniła jako asystentkę z dobrą pensją.
Z drugiej strony często po niej jeździła i mówiła, że bez niej byłaby nikim.
Wiem, że to nieładnie tak mówić o zmarłych, lecz ona nie była łatwa we
współpracy. Może dzięki temu zresztą tak daleko zaszła. Była twarda i zawsze
się biła o swoje.
– A pani uważa, że Edyta
Staniec mogła zabić Indżę?
– Ależ skąd, to bzdura!
– zapewniła gorąco Bieńkowska.
– Czy technicznie to
było możliwe? Pani była razem z nią na lanczu.
– Właściwie to… –
zaczęła po chwili zastanowienia, lecz urwała. – Edka była ze mną na lanczu, ale
przyszła dziesięć minut później. Właśnie podawali już nasze jedzenie, więc zaczęła
normalnie jeść kurczaka na słodko-kwaśno. To chyba niemożliwe, żeby tak od razu
po morderstwie spokojnie zajadała… – Spojrzała na Przypadka jakby w
poszukiwaniu odpowiedzi, ale twarz detektywa była nieprzenikniona. – Chce
jeszcze pan coś wiedzieć?
– Nie, to chyba
wszystko.
– Mam nadzieję, że to
zostanie między nami? Wie pan, ja nie bardzo mogę z panem nawet rozmawiać.
– Oczywiście. Będę
leciał.
Jacek nie widział już,
że kiedy biegł parkową alejką, jego niedawna rozmówczyni z ciekawością
przygląda się jego pośladkom, zastanawiając się, czy w skali od jednego do
dziesięciu dać im dziewięć czy tylko osiem. Ostatecznie pomyślała, że osiem to
wystarczająca ocena, a następnie sięgnęła do torebki po swoją komórkę. Zanim
wybrała numer, uśmiechnęła się jeszcze do Przypadka, który odwrócił się na
moment i pomachał do niej ręką.
– Cześć, złotko –
rzuciła do słuchawki. – Co u ciebie? – Wiedziała, że w czasie rozmowy z tą
dziennikarką, najpierw trzeba wysłuchać kilkuminutowych narzekań na
niedoceniających jej szefów i głupiego męża. Dlatego nie słuchała zbyt uważnie,
ograniczając się jedynie do potakiwania. Wiedziała jednak, że w końcu musi jej przerwać,
gdyż inaczej nie da rady przejść do meritum. – To przykre, Beatko. Faceci to
jednak świnie. Ale mam dla ciebie dobrą wiadomość. Możesz zabłysnąć newsem.
Nawet nie zgadniesz, kogo Przypadek podejrzewa o zabicie Indży Wasowicz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz