Podinspektor
Zasada ze smutkiem przyglądał się aspirant sztabowej Agnieszce Storczyk. A
właściwie już byłej aspirant, gdyż w tej chwili na jego biurku leżało
wypowiedzenie podwładnej, ona sama zaś stała niewzruszona przed nim. Gdy
pojawiła się przed pół rokiem po raz pierwszy w jego gabinecie, gotów był ją
niemal wyściskać. Zdawało się, że zdejmie mu z głowy ogromny kłopot nazywający
się Przypadek, z którym ewidentnie nie radził sobie jego dotychczasowy opiekun
podkomisarz Łoś. Na początku spisywała się bez zarzutu, kontrolując działania
nieodpowiedzialnego detektywa. W finale sprawy Klempucha może nieco zawiodła,
ale Zasada nie potrafił się gniewać, że nie zapobiegła wyciekowi
kompromitujących lichwiarza materiałów. A teraz rezygnuje, choć przecież
zgłosiła się do tej roboty na ochotnika.
– Jest pani absolutnie
pewna swojej decyzji? – zapytał bez większych nadziei.
– Jestem absolutnie
pewna. Teraz już nie mogę kontynuować swojej misji.
– Tylko dlatego, że ten
Przypadek odkrył, iż jest pani jego przyrodnią siostrą?
– Dla mnie to nie jest
tylko. Przez to straciłam możliwość dyskretnej obserwacji i krzyżowania jego
planów.
– Może pani zmienić
jedynie taktykę. Występować z otwartą przyłbicą.
– Nie mam na to ochoty,
bo wtedy musiałabym się z nim często kontaktować, rozmawiać. Tak jak
podkomisarz Łoś.
– Jeśli chce pani
dostać solidną podwyżkę, to jestem gotów to poważnie rozważyć – kusił
podinspektor Zasada. – Również jakąś przyspieszoną ścieżkę awansu.
– To bardzo miłe, że
tak mnie pan ceni, ale już podjęłam decyzję. Gdybym się z nim widywała częściej,
obawiam się, że kiedyś nie potrafiłabym się powstrzymać i musiałabym go jednak
zabić. Ciągle żałuję, że wtedy, przed willą Klempucha, nie zdecydowałam się na
to.
– Żartuje pani? –
zapytał podinspektor Zasada, ale ponieważ nie znalazł na twarzy Storczyk nawet
śladu uśmiechu, wolał nie drążyć tematu. – Nie mam nikogo na pani miejsce –
stwierdził zrozpaczony. – Przecież pani wie, że żaden policjant z dobrej woli
się na to nie zgodzi. Wszyscy unikają tego Przypadka jak zarazy!
– A czy tak naprawdę
trzeba go jeszcze specjalnie obserwować? Przecież Klempuch uciekł z kraju. – Storczyk
spojrzała bezczelnie na podinspektora. To jej spojrzenie to była jedyna rzecz,
z powodu której Zasada nie miałby nic przeciwko jej odejściu z policji. To samo
ironiczno-dobrotliwo-pobłażliwe spojrzenie jak u jej braciszka.
– Pani aspirant,
obserwacja pani brata nie miała nic wspólnego z osobą Klempucha – stwierdził z
naciskiem policjant. – To akurat dobrze, że jego ciemne sprawki wyszły na jaw i
od jego osoby odcięli się zdecydowanie wszyscy…
– …ci, którzy jedli mu
z ręki – dokończyła Storczyk, a Zasada pomyślał, że choćby po tym komentarzu
wiadomo, czyją jest siostrą.
– Jeśli nawet Klempuch
miał rozległe koneksje, to nie miały one wpływu na nasze działania. Sama pani
wie najlepiej, jak wielu szanowanym i poważanym osobom pani brat przysparzał kłopotów
swoim nieodpowiedzialnym dochodzeniem do prawdy. I jestem pewien, że będzie to
robił nadal.
– Ja również. Ponieważ
jednak nie będzie już Klempucha, który naturalnie nie miał żadnego wpływu na
działania policji – zaznaczyła ze złośliwym uśmiechem – to ciśnienie na
powstrzymanie jego działań będzie mniejsze.
– Przez chwilę może i
tak. Ale jak już mówiliśmy, on bez cienia wątpliwości postara się szybko nam to
ciśnienie podnieść. Dlatego musimy trzymać rękę na pulsie.
– Żałuję, ale nie
będzie to moja ręka. Mam już pewne plany na przyszłość.
– Mógłbym znaleźć
wyjście, które nie kolidowałoby z tymi planami – zagadnął chytrze Zasada.
– Myśli pan, panie
inspektorze, o jakimś niejawnym etacie? Przecież policja to nie tajne służby.
– Współpraca w ramach Ministerstwa
Spraw Wewnętrznych bywa szeroka – odpowiedział enigmatycznie Zasada.
– Dziękuję bardzo, ale
musi pan znaleźć kogoś innego do tej roboty.
– Ale kogo?! – zapytał
płaczliwie inspektor.
– Choćby podkomisarza
Łosia.
– Łosia? – Zasada nie wierzył
własnym uszom. – Przecież Przypadek przez półtora roku wodził go za nos!
– Przypadek wodziłby za
nos każdego z pańskich ludzi. A Łoś to naprawdę dobry policjant.
– Mówi to pani
szczerze? – Zasada uważnie przyjrzał się podkomendnej.
– Absolutnie szczerze.
Jeśli chce mieć pan kogoś, kto będzie w stanie patrzeć mojemu braciszkowi na
ręce, to podkomisarz jest do tego najlepszy.
– Dlaczego?
– Choćby dlatego, że
dobrze go zna, a na dodatek mam wrażenie, że ten drań… to znaczy mój brat, go
lubi.
– Może i tak. – Podinspektor
pokiwał głową. – Ale to i tak nie wchodzi w rachubę. Łoś ostatnio przeżył
lekkie załamanie nerwowe, przypuszczam, że właśnie przez Przypadka. Nie mogę mu
tego zrobić, bo jak go znowu spotka, to zastrzeli go prędzej niż pani.
– Wtedy miałby pan wreszcie
problem z głowy – odpowiedziała Storczyk, a Zasada roześmiał się głośno, będąc
pewnym, że tym razem aspirant sztabowa na pewno żartuje. Po chwili jednak
umilkł, widząc jej wciąż niewzruszoną minę. – Proszę się nie bać, podkomisarz
Łoś nie będzie protestował, gdy przydzieli go pan do tej sprawy. Powiem więcej,
ucieszy się.
– Że tak powiem, bez
jaj, pani aspirant. – Tym razem Zasada był pewien, że Storczyk nie żartuje, lecz
wprost kpi z niego.
– Bez jaj, panie
podinspektorze. Moim zdaniem podkomisarz Łoś się w pewien sposób uzależnił od
Przypadka i już nie może bez niego żyć.
– Skąd pani to wie?
– Bo ludzie są banalnie
przewidywalni, panie podinspektorze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz