Wielcy
wodzowie zawsze sami hodują swoich morderców. Najczęściej zdają sobie z tego
sprawę, więc gdy tylko ktoś wygląda już na osobę będącą w stanie utrzymać w
ręku nóż, a na dodatek wiedzącą, gdzie go wbić, jest usuwany z grona
najbliższych współpracowników. Z tego też powodu wybitne jednostki zbyt długo będące
u władzy pozostawiają po sobie same miernoty. Ale cóż, nie mają wyjścia,
inaczej któregoś dnia poczuliby chłodne żelazo w okolicy żeber. Niektórzy
jednak zbyt długo igrają z losem, będąc pewnymi własnej siły, i nie usuwają na
czas grożącego im niebezpieczeństwa…
Edyta Staniec zawsze
miała wgląd w dokumenty finansowe fundacji, ale wiedziała, że Indża nie
znosiła, gdy ktoś się nimi nadmiernie interesował. Kiedy poprosiła księgową o
wyjaśnienie kilku faktur, Wasowicz wpadła do niej niezadowolona, zarzucając jej,
że zostały jej prokuratorskie przyzwyczajenia z IPN. I choć Staniec nigdy nie
pracowała w pionie śledczym, a jedynie w archiwum, to ten epizod bardzo ciążył
na jej feministycznej karierze. Gdy dodało się do tego trójkę dzieci i wciąż
tego samego męża, poślubionego na dodatek w kościele, jej droga na szczyt
wydawała się szczególnie trudna.
Lecz Edyta Staniec była
obrzydliwie ambitna, z akcentem na obrzydliwie. I nie poddawała się, wciąż się wspinając
po szczeblach kariery. Jej pierwszym sukcesem była walka o parasolkę.
Zaatakowała to słowo w jednej ze swoich publikacji, nazywając je jednym z najgorszych
przykładów nomenklaturowego męskiego szowinizmu. Jak pisała: „Posłuchajcie
sami, jak to brzmi: poważny, stateczny parasol i kompletnie niepoważna
parasolka. Jak młodsza, głupsza siostra. Słabsza i gorsza, gdyż przecież
parasolką zwiemy zwykle małą, torebkową zabawkę, niedającą prawdziwej ochrony,
parasol zaś jest statecznym, silnym mężczyzną, pod którego opieką nikt nie
zmoknie. Dość już jednak tego! Od dzisiaj wyrzućmy z naszego języka uwłaczającą
godności kobiety parasolkę! Niech żeńska forma tego przedmiotu zwie się parasolą,
silną i dumną jak jej męski odpowiednik!”.
Właśnie ten artykuł
kilka lat temu zwrócił na nią uwagę Indży. Wzięła ją pod swoje skrzydła i
umożliwiła awans w feministycznej hierarchii. Dzięki temu poznała też Kaśkę
Bieńkowską i wkrótce to one stały się czołowymi furiażystkami, nadającymi ton
fundacji FuRiA. Indża była zawsze jej twarzą, ale mniej zajmowała się bieżącą
pracą. Za to nigdy nie pozwoliła, aby wymknęły jej się spod kontroli finanse. I
nie znosiła, gdy się jej ktoś w nie wtrącał. Staniec już od dawna podejrzewała,
że Indża ma zwyczaj traktowania pieniędzy fundacji jak własnych. Jednak dopiero
teraz miała na to dowody.
– Chciałaś mnie
widzieć? – zapytała Bogdańska, stając w drzwiach gabinetu.
– Tak, Olu, zastanowiły
mnie faktury, które właśnie przeglądam. Na przykład zupełnie nie rozumiem,
dlaczego płacimy za przedszkole twojego syna?
– Indża tak zarządziła.
– Rozumiem, ale są przecież
państwowe przedszkola…
– To bardzo wrażliwy
chłopak. Mówiłam ci kiedyś, że musi być w mniejszej grupie, bo w większej…
– A ta faktura ze Studia
Modelingu Paznokci pani Andżeliki? Jesteś na niej wymieniona. – Staniec
spojrzała uważnie na dokument przed sobą i przeczytała na głos: – Usługa
kosmetyczna manikiur i pedikiur dla pani Aleksandry Bogdańskiej. – Odłożyła
dokument. – Faktura jest za lipiec i obejmuje dwadzieścia zabiegów. Jak twoje
paznokcie to w ogóle zniosły? – zapytała ze złośliwym uśmieszkiem Edyta. – Albo
jeszcze to: całodzienne zabiegi spa…
– Ja nie bywam w spa…
– Wiem, kto lubił sobie
dobrze wypocząć, żeby pięknie wyglądać – dodała zgryźliwie. – Masz mi coś do
powiedzenia o tych fakturach?
– Co na przykład?
– Coś, co mogłoby mi
się przydać przy okazji wyborów. I przy okazji uchroniłoby twój tyłek.
– Indża była moją
szefową i po prostu robiłam, co mi kazała. Przecież to nie są duże pieniądze…
– No, co ja słyszę,
kilka tysięcy miesięcznie to dla ciebie nie są duże pieniądze. Ciekawa sprawa.
No dobrze, jak się namyślisz i będziesz chciała coś mi powiedzieć, wróć do
mnie. I pamiętaj, że teraz Indża cię nie ochroni. Gdybyś była ze mną szczera,
to może mogłabym coś dla ciebie zrobić. Zastanów się.
Ola Bogdańska wyszła, a
Edyta Staniec uśmiechnęła się zadowolona. Była pewna, że tę rundę wygrała i
była asystentka Wasowicz przyjdzie do niej już niedługo z odpowiednią wersją
wydarzeń. Taką, którą będzie można wykorzystać do potępienia zaniedbań epoki,
która w fundacji FuRiA minęła wraz ze śmiercią Indży. Najlepszym lekarstwem mającym
uzdrowić sytuację będzie oczywiście ona, Edyta Staniec. Trzymająca w ręku
wszystkie karty. Rzecz jasna, trzeba będzie tu i ówdzie jakąś kartę pokazać, aby
nie być gołosłowną. A potem obiecać, że nic więcej nie wypłynie, zapewnić
zmiany w zarządzaniu, które nie pozwolą na więcej błędów i wypaczeń. Czyli, jak
mawiał klasyk, pozornie zmienić wszystko, aby nic się nie zmieniło. W końcu jej
też się należy coś więcej od życia. Czas najwyższy zadbać o siebie.
Wyjęła z torebki
lusterko i przyjrzała się krytycznie swojej twarzy. Zmarszczki. Niedobrze. I
kilka kilogramów za dużo. Nawet jej paznokcie to obraz nędzy i rozpaczy. To
przez tę ciągłą bieganinę i brak czasu dla siebie. Ale teraz koniec z tym. Koniec.
Najwyższy czas zadbać o siebie.
Sięgnęła jeszcze raz do
torebki i wyjęła stamtąd pilnik do paznokci.
Mój ulubiony :)
OdpowiedzUsuń