Zdarzało
się wprawdzie, że ktoś o siódmej rano wychodził z mieszkania Jacka, ale nigdy
nikt o tej porze nie dobijał się do jego drzwi. Przypadek, półprzytomny,
dreptał w ich stronę, przeklinając w myślach popsuty domofon, który pozwolił
intruzowi o tak diabelskiej porze dostać się aż na czwarte piętro. Gdyby bowiem
stał na dole i wciskał guziczek domofonu, detektyw mógłby go zignorować, gdyż
zaraz ktoś by przegonił natręta. A tak Jacek musiał się zwlec z łóżka i niemal
po omacku iść do drzwi. Dopiero kiedy wyjrzał przez judasza, jego źrenice
otworzyły się szerzej.
– Poczekaj chwilę –
poprosił.
– Jeśli nie jesteś sam,
mogę przyjść kiedy indziej. – Zza drzwi usłyszał głos Marzeny.
– Nie, nie, muszę tylko
coś włożyć. – Rozglądał się wokół, a ponieważ nie znalazł niczego lepszego niż
długi jesienny płaszcz, narzucił go na siebie, a następnie odsunął zasuwkę i otworzył
drzwi.
– Jesteś nagi? –
zapytała niepewnie pani mecenas.
– A czy widzisz coś,
czego nie powinnaś zobaczyć? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Ale pod tym
płaszczem…
– Tak lubię spać –
stwierdził Jacek, lecz zaraz się poprawił. – To znaczy nie w płaszczu, tylko…
– Zrozumiałam. Na pewno
nikogo tu nie ma? – Udawana eksnarzeczona Jacka spojrzała badawczo na wieszak,
a potem, ponad ramieniem detektywa, w głąb mieszkania.
– Na pewno. Wejdź…
– Przepraszam, że tak
wcześnie, ale chciałam zdążyć pogadać chwilę przed pracą.
– Zwykle zaczynasz
pracę koło dziewiątej. Wasza kancelaria adwokacka jest o kwadrans drogi stąd,
więc wystarczyłoby, żebyś przyszła o wpół do dziewiątej, no, powiedzmy kwadrans
po ósmej, ale nie o siódmej. No chyba że męczy cię bezsenność, wtedy jesteś w
pracy nawet o wpół do ósmej. Kawy?
– Kawy chętnie, ale
swoje śledcze uwagi sobie daruj.
Ruszyli w stronę
kuchni, mijając po drodze sypialnię Jacka, na której widok Marzena zerknęła
jeszcze raz, upewniając się, czy nikogo tam nie ma.
– Przecież przyszłaś tu
na pewno w sprawie mojego małego śledztwa. Inaczej nie zrywałabyś się bladym
świtem, żeby zadać mi te wszystkie pytania, które cisną się na twoje usta.
– Skoro już wiesz, o co
chcę zapytać, to bądź tak miły i powiedz mi wszystko, co chcę wiedzieć.
– Dobrze, ale potrzebuję
rewanżu. A właściwie kontaktu do Katarzyny Bieńkowskiej. – Jacek włączył
elektryczny czajnik i otworzył szafkę w poszukiwaniu kawy. Nie było to proste, bo
sam tego płynu nie pijał, a nawet wręcz nie cierpiał jego smaku. Zawsze jednak trzymał
jakąś paczuszkę dla gości. Sęk w tym, że od dawna ich nie miewał, więc nie
odświeżał zapasów, a nawet już nie pamiętał komu i kiedy ostatnio parzył kawę.
– Jeśli mi dokładnie
wszystko wyjaśnisz, postaram się o spotkanie. Ale dobrze wiesz, co myślą o
tobie feministki.
– Jakoś to przeżyję. A
jeśli chodzi o twojego włoskiego chłopaka, to naprawdę powiedziałem ci
wszystko, co ustaliła pani Irmina. Jego rodzina ma kontakty sięgające w wielu
miejscach mafii, ale to w wypadku biznesmenów stamtąd nie jest rzadkie. Więc
nic w tym dziwnego.
– Chcę wiedzieć, czy
Fabrizio… – Marzena szukała odpowiednich słów, ale bardzo trudno było je
znaleźć. – Czy on też… No wiesz… – Spojrzała błagalnie na Jacka, aby dzięki swej
domyślności nie kazał jej wymawiać tego słowa.
– Czy jest w mafii?
Widzę, że musiałaś go o to zapytać. Pewnie w żartach, a on się śmiertelnie
obraził, więc teraz ty się boisz, że to prawda, co powiedziałem. Ale chciałabyś
wiedzieć dokładniej, czy nie uczestniczy w jakichś kryminalnych machlojkach, a
może nawet czy nie odpowiada za czyjąś śmierć.
– A odpowiada? –
zapytała blada Marzena.
– Nie mam pojęcia. – Woda
się zagotowała i Jacek przelał ją z czajnika do filiżanki, do której wcześniej wsypał
trzy łyżeczki kawy, bo wiedział, że Marzena lubi mocny napar. – Naprawdę, nie
kłamię. Nie byłem w stanie aż tyle się o nim dowiedzieć.
– A po co w ogóle się
tego dowiadywałeś?! I po co mi o tym mówiłeś?! Wolałabym nic nie wiedzieć…
– I wyjść za przyszłego
cappo di tutti capi?
– Na ślub z nim i tak
bym pewnie nie miała szans – stwierdziła nie bez żalu. – Ale teraz cały ten
związek jest w ogóle bez sen… – Urwała i uważnie przyjrzała się jego dłoniom. –
Zrobiłeś sobie manikiur?! – zapytała z niedowierzaniem.
– To w związku ze
sprawą, którą prowadzę. – Jacek podał Marzenie kawę i chciał dorzucić jeszcze
coś miłego, ale nie zdążył. Zawartość filiżanki wylądowała na jego płaszczu.
Nie było to jednak spowodowane celowymi działaniami pani mecenas, lecz szokiem,
jakiego doznała. Zobaczyła bowiem, że w miejscu, w którym od dziesięciu lat
zawsze stało zdjęcie zaginionej w Himalajach Basi, jej serdecznej przyjaciółki
i jedynej miłości Jacka, w tej chwili znajdowała się fotografia zupełnie innej
kobiety…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz